Tytuł oryginału: "The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society"
Już za sam tytuł można tę książkę pokochac. Placek z kartoflanych obierek, na dodatek oblany czekoladą. Po przeczytaniu, że coś takiego jest w ogóle możliwe do zrobienia, nabrałam ochoty ma spróbowanie. Co tam, jedni jedzą szarańczę, to ja mogę obierki. Tylko skąd wziąc przepis na takie kulinarne cudo?
Pewnego dnia do Juliet, młodej pisarki, przychodzi list z wyspy Guernsey. W przypadkowy sposób jedna z książek, która kiedyś była jej własnością, zawędrowała aż tak daleko. Jest to przyczynek do nawiązania znajomości, najpierw z obecnym właścicielem książki, potem z innymi członkami stowarzyszenia. Rozkwitająca korespondencja podsuwa Juliet pomysł na książkę. W celu zgromadzenia obszerniejszych informacji o wojennych losach wyspy musi ją odwiedzic. Nie wie, że właśnie zaczyna się w jej życiu okres intensywnych zmian. Trzeba dodac, pozytywnych zmian.
Wydaje się, że jest to książka lekka i zabawna, ale to tylko pozór. Opowiada o okresie wojennej okupacji wysp Normandzkich. Poprzez zabawne opowieści o ukrywaniu prosiaka, czy tytułowym placku przebija cała groza wojenna. Może była to inna okupacja niż ta nam znana, ale tak samo niszczyła człowieczenstwo, solidarnośc międzyludzką. Dlatego tak ważna jest postawa jednej z założycielek stowarzyszenia, Elisabeth, która trafia do obozu koncentracyjnego za pomoc Polakowi. W rezultacie tuż przed wyzwoleniem traci życie. Wyspiarze w podzięce i ze szczerej przyjaźni zajmują się jej małą, czteroletnią córeczką.
To piękna książka,pełna barwnych opisów poszczególnych postaci. Warto ją przeczytac. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz