"Dzbanek malin", prawda, że to ładna nazwa? Ale czy wiecie dlaczego tak został nazwany jeden z najważniejszych, w twórczości Maryli Wolskiej, tomików jej poezji? Jakie miejsce chciała upamiętnić w tak nietypowy sposób?
Po raz pierwszy czytałam wspomnienia skomponowane tak niestandardowo. Podwójnie. Matka i córka wspominają ten sam okres, te same wydarzenia. Dla pierwszej jest to jej czas, jej życie, dla drugiej to zbiór rodzinnych opowieści, które stanowią swoisty komentarz dla wspomnień głównej bohaterki.
Obie panie wychowywały się w nietypowych, jak na koniec XIX i początek XX wieku, rodzinach. W okresie tym dopiero zaczynały budzić się ruchy feministyczne. Obrazem porządnej kobiety była matrona skupiona na domu, mężu, dzieciach. Bogobojna i pełna pokory patronka domowego ogniska. Od takich schematów poetka odstawała zdecydowanie. Jak wspomina jej córka, Maryla nie umiała i nie chciała zajmować się małym dziećmi. Wszystkie troski o ich codzienne potrzeby przejęły osoby bardziej kompetentne ( babcia, niania). Tak naprawdę, pojawiła się w ich życiu dopiero, gdy mogła z nimi nawiązać więź intelektualną. Nawet wtedy, nie była jednak matką a towarzyszką, z którą odkrywa się i przemierza niezmierzone obszary wyobraźni. I za to dzieci kochały ją tak bardzo. Za to, że nie rozmieniła się na drobne w powodzi soczków, pieluch, wyżynających się ząbków. Była to odważna decyzja, ale ze wszech miar słuszna.
"Wspomnienia" to nie tylko opowieść o rodzinie. Przez strony książki przewija się galeria mniej lub bardziej znanych postaci ( Grottger, Staff ), miejsc ( Storożka, Lwów, Zaświecie) i wydarzeń historycznych (odzyskanie niepodległości ). Małe sprawy przeplatają się z dużymi tworząc niesamowity klimat i dlatego właśnie zdecydowanie polecam tę książkę.
środa, 28 grudnia 2011
niedziela, 18 grudnia 2011
"Wydobyć Titanica" Clive Cussler
Tytuł oryginału: "Raise the Titanic"
Kilkakrotnie próbowałam wyobrazić sobie moment wydobycia z morskich głębin Titanica. I za każdym razem nawet wyobrażenie sobie takiej próby budziło mój sprzeciw. Titanic to nie tylko wrak leżący na dnie morskim. To przede wszystkim symbol ludzkiej omylności. Miał być wspaniały, największy, najmocniejszy i niezatapialny - utonął dziewiczym rejsie. Wszystkie założenia z jakim powstawał utonęły razem z nim, w wypadku, który nie powinien się zdarzyć. A jednak się zdarzył. Może więc można wydrzeć morzu Titanica?
Dirk Pitt, syn słynnego kongresmena, dyrektor w NUMA, przede wszystkim jednak zawadiaka i poszukiwacz przygód, dostaje zlecenie wydobycia statku. W jego ładowniach znajduje się bardzo rzadki pierwiastek, który potrzebny jest do zbudowania nowej tarczy obronnej nad USA. Musi ona powstać bez względu na ewentualne koszty, nie tylko finansowe. To samo pragnienie ma strona przeciwna czyli Rosja. Wiadomo więc, że prowadzona akcja nie będzie ani łatwa, ani przyjemna. Drużyna Pitta musi walczyć nie tylko z oczywistymi przeciwnikami , ale także ze zdrajcami we własnym kręgu, anomaliami pogodowymi, a nawet z samym Titanicem. Kiedy jednak wszystkie trudności zostały pokonane i Titanic, spóźniony o parę dobrych lat, kończy swój pierwszy rejs, sytuacja znowu się komplikuje.
Wartka akcja, trzymająca w napięciu intryga i zupełnie zaskakujące zakończenie to znaki firmowe Cusslera. Prezentowana książka nie odbiega od tego schematu. I choć czyta się bardzo dobrze, to jednak pomysł wydobycia Titanica nadal mi się nie podoba. Mam nadzieję, że jest to tylko wytwór fantazji pisarskiej i nikomu taka myśl nawet nie zaświta. Na wszelki wypadek powtarzam za Lady Pank " zostawcie Titanica" !
Kilkakrotnie próbowałam wyobrazić sobie moment wydobycia z morskich głębin Titanica. I za każdym razem nawet wyobrażenie sobie takiej próby budziło mój sprzeciw. Titanic to nie tylko wrak leżący na dnie morskim. To przede wszystkim symbol ludzkiej omylności. Miał być wspaniały, największy, najmocniejszy i niezatapialny - utonął dziewiczym rejsie. Wszystkie założenia z jakim powstawał utonęły razem z nim, w wypadku, który nie powinien się zdarzyć. A jednak się zdarzył. Może więc można wydrzeć morzu Titanica?
Dirk Pitt, syn słynnego kongresmena, dyrektor w NUMA, przede wszystkim jednak zawadiaka i poszukiwacz przygód, dostaje zlecenie wydobycia statku. W jego ładowniach znajduje się bardzo rzadki pierwiastek, który potrzebny jest do zbudowania nowej tarczy obronnej nad USA. Musi ona powstać bez względu na ewentualne koszty, nie tylko finansowe. To samo pragnienie ma strona przeciwna czyli Rosja. Wiadomo więc, że prowadzona akcja nie będzie ani łatwa, ani przyjemna. Drużyna Pitta musi walczyć nie tylko z oczywistymi przeciwnikami , ale także ze zdrajcami we własnym kręgu, anomaliami pogodowymi, a nawet z samym Titanicem. Kiedy jednak wszystkie trudności zostały pokonane i Titanic, spóźniony o parę dobrych lat, kończy swój pierwszy rejs, sytuacja znowu się komplikuje.
Wartka akcja, trzymająca w napięciu intryga i zupełnie zaskakujące zakończenie to znaki firmowe Cusslera. Prezentowana książka nie odbiega od tego schematu. I choć czyta się bardzo dobrze, to jednak pomysł wydobycia Titanica nadal mi się nie podoba. Mam nadzieję, że jest to tylko wytwór fantazji pisarskiej i nikomu taka myśl nawet nie zaświta. Na wszelki wypadek powtarzam za Lady Pank " zostawcie Titanica" !
niedziela, 11 grudnia 2011
"Kamieniarz" Camilla Lackberg
Tytuł oryginału: "Stenhuggaren"
Mrok, mrok, mrok spowija Skandynawię. Nic więc dziwnego, że i powstające tam kryminały pełne są mrocznych tajemnic. Cóż, widocznie brak słońca mocno oddziałuje na wyobraźnię twórców. Nie jestem fanką, tak ostatnio popularnych, kryminalnych sag skandynawskich, ale "Kamieniarz" wciągnął mnie całkowicie.
To miał być zwykły połów, jednak w ostatnim więcierzu zamiast homarów znajdowało się ciało dziewczynki. Wszystko wskazuje, że utonięcie Sary to wypadek. Jednak dogłębne badania kryminalistyczne pozwalają postawić zadziwiającą hipotezę. Sarę została zamordowana. Kto pragnąłby śmierci siedmioletniej dziewczynki? Podejrzanych jest wielu. Niezwykle kłótliwy sąsiad, jego syn chory na zespół Aspergera, ojciec Sary, także jej dziadek. Każda z tych osób skrywa są własną tajemnicę, której broniąc mogłaby dopuścić się morderstwa. Dodatkowo w miasteczku dochodzi do dziwnych wydarzeń dotyczących dzieci. Jednym ze skrzywdzonych maluchów jest Maja, córka policjanta prowadzącego śledztwo. Czyżby była to próba zastraszenia przedstawiciela władzy? Co oznacza tajemniczy pył, którym naznaczone zostało każde dziecko?
Wspaniała wielowątkowa historia kryminalno - psychologiczna. Wątek retrospektywny pokazuje w jaki sposób wydarzenia sprzed wielu lat mogą wpłynąć na czas teraźniejszy kształtując postawy i zachowania ludzi. Zło kiedyś zasiane wzejdzie nawet wiele lat później.
To książka, od której naprawdę trudno się oderwać. Na dodatek, krótkie rozdziały zachęcają do przeczytania " jeszcze jednego" i w ten sposób, nie wiadomo kiedy, ma się cały kryminał za sobą.
Mrok, mrok, mrok spowija Skandynawię. Nic więc dziwnego, że i powstające tam kryminały pełne są mrocznych tajemnic. Cóż, widocznie brak słońca mocno oddziałuje na wyobraźnię twórców. Nie jestem fanką, tak ostatnio popularnych, kryminalnych sag skandynawskich, ale "Kamieniarz" wciągnął mnie całkowicie.
To miał być zwykły połów, jednak w ostatnim więcierzu zamiast homarów znajdowało się ciało dziewczynki. Wszystko wskazuje, że utonięcie Sary to wypadek. Jednak dogłębne badania kryminalistyczne pozwalają postawić zadziwiającą hipotezę. Sarę została zamordowana. Kto pragnąłby śmierci siedmioletniej dziewczynki? Podejrzanych jest wielu. Niezwykle kłótliwy sąsiad, jego syn chory na zespół Aspergera, ojciec Sary, także jej dziadek. Każda z tych osób skrywa są własną tajemnicę, której broniąc mogłaby dopuścić się morderstwa. Dodatkowo w miasteczku dochodzi do dziwnych wydarzeń dotyczących dzieci. Jednym ze skrzywdzonych maluchów jest Maja, córka policjanta prowadzącego śledztwo. Czyżby była to próba zastraszenia przedstawiciela władzy? Co oznacza tajemniczy pył, którym naznaczone zostało każde dziecko?
Wspaniała wielowątkowa historia kryminalno - psychologiczna. Wątek retrospektywny pokazuje w jaki sposób wydarzenia sprzed wielu lat mogą wpłynąć na czas teraźniejszy kształtując postawy i zachowania ludzi. Zło kiedyś zasiane wzejdzie nawet wiele lat później.
To książka, od której naprawdę trudno się oderwać. Na dodatek, krótkie rozdziały zachęcają do przeczytania " jeszcze jednego" i w ten sposób, nie wiadomo kiedy, ma się cały kryminał za sobą.
niedziela, 4 grudnia 2011
"Kochanek Justyny w Warszawie ! " Janina Siwkowska
Kto kocha dziewiętnastowieczną Warszawę, kto lubi zanurzać się w tamten czas i klimat, ten musi koniecznie sięgnąć po tę książkę. Stanowi ona zbiór bogato ilustrowanych szkiców warszawskich. Opowiada o pojedynczych osobach, zbiorowościach, codziennym życiu i wielkich wydarzeniach historycznych.
Szczególne wrażenie robi na czytelniku prawie że chronologiczny opis wypadków z lutego 1861 roku. Strzały Moskali, skierowane do gromadzącego się tłumu, śmierć jaką poniosło pięć osób sprawiły, iż Polacy znowu stali się jednym narodem. Nieważne, że rozbitym pomiędzy trzy zabory. Jednoczyła ich siła, której nie mogły przełamać ani moskiewskie armaty, ani liczne aresztowania, ani setki dekretów zabraniających każdej aktywności. Nic nie zdołało złamać rozbudzonego polskiego ducha. Prym w tym narodowym poruszeniu wiodła, oczywiście, Warszawa. To w niej biło serce tajnego komitetu, którego odezwy były nie tylko czytane, ale także realizowane w sposób całkowicie bezwarunkowy. Gdy niemożliwa była bezpośrednia walka orężem, został on zastąpiony czynem, gestem, ubiorem. To także broń, może nawet groźniejsza i dotkliwsza niż strzelające armaty. Cały naród walczył. Na rzecz sprawy narodowej płynęły datki (czasami był to przysłowiowy ostatni grosz), obowiązywała tzw. gruba żałoba. Stosowały się do niej nawet małe dzieci. Co tam dzieci, ich zabawki także zostały ubrane w żałobne szaty. Żaden inny kolor poza czernią i bielą nie miał prawa pojawić się na ulicy. I na nic zdały się wydawane rozporządzenia. Początkowo zakazy ignorowano, później wymyślono tysiące sposobów aby je obejść. Przecież Polak potrafi, choć raz w słusznej sprawie.
Czytając zastanawiałam się czy my Polacy XXI wieku potrafilibyśmy tak jak nasi przodkowie zjednoczyć się w słusznej sprawie. Co byłoby ważniejsze, Polska czy nasze prywatne podwórko?
Szczególne wrażenie robi na czytelniku prawie że chronologiczny opis wypadków z lutego 1861 roku. Strzały Moskali, skierowane do gromadzącego się tłumu, śmierć jaką poniosło pięć osób sprawiły, iż Polacy znowu stali się jednym narodem. Nieważne, że rozbitym pomiędzy trzy zabory. Jednoczyła ich siła, której nie mogły przełamać ani moskiewskie armaty, ani liczne aresztowania, ani setki dekretów zabraniających każdej aktywności. Nic nie zdołało złamać rozbudzonego polskiego ducha. Prym w tym narodowym poruszeniu wiodła, oczywiście, Warszawa. To w niej biło serce tajnego komitetu, którego odezwy były nie tylko czytane, ale także realizowane w sposób całkowicie bezwarunkowy. Gdy niemożliwa była bezpośrednia walka orężem, został on zastąpiony czynem, gestem, ubiorem. To także broń, może nawet groźniejsza i dotkliwsza niż strzelające armaty. Cały naród walczył. Na rzecz sprawy narodowej płynęły datki (czasami był to przysłowiowy ostatni grosz), obowiązywała tzw. gruba żałoba. Stosowały się do niej nawet małe dzieci. Co tam dzieci, ich zabawki także zostały ubrane w żałobne szaty. Żaden inny kolor poza czernią i bielą nie miał prawa pojawić się na ulicy. I na nic zdały się wydawane rozporządzenia. Początkowo zakazy ignorowano, później wymyślono tysiące sposobów aby je obejść. Przecież Polak potrafi, choć raz w słusznej sprawie.
Czytając zastanawiałam się czy my Polacy XXI wieku potrafilibyśmy tak jak nasi przodkowie zjednoczyć się w słusznej sprawie. Co byłoby ważniejsze, Polska czy nasze prywatne podwórko?
piątek, 2 grudnia 2011
"Sklepik z niespodzianką: Bogusia" Katarzyna Michalak
Myślałam, że w sklepiku z niespodzianką kryje się prawdziwa niespodzianka. Rozczarowanie: ten sklepik nie skrywa żadnej tajemnicy. On nic nie skrywa. Pusty i pozbawiony treści, podobnie jak poprzednie książki tej autorki.
Bogusława Leszczyńska wraca z praktyk w Holandii. Przejeżdżając przez niewielką miejscowość o nazwie Pogodna, pod wpływem impulsu, postanawia wynająć dom w rynku. Nie wiadomo dlaczego, ale ma zamiar rozpocząć w nim nowe życie. Trzeba jeszcze wymyślić tylko z czego będzie żyć w Pogodnej. Dla dzielnej dziewczyny żaden to problem, otworzy sklepik z kurzołapkami (dla niewtajemniczonych: kurzołapki to wszystkie niepotrzebne nikomu graciki, które doskonale przechowują kurz). Ponieważ jednak mieszkańcy Pogodnej okazują się bardziej rozsądni niż pani sklepikarka i nie chcą kupować kurzołapek, sklep musi powiększyć się o czekoladziarnię z dwuasortymentową cukiernią. W tle oczywiście mamy rozliczne problemy miłosne i rodzinne bohaterki i jej nowych koleżanek.
Nie wiem dlaczego, ale autorka z uporem stosuje wytarte już w poprzednich powieściach schematy. Bohaterka nie wiadomo dlaczego postanawia zacząć nowe życie w nowym miejscu, bardzo szybko aklimatyzuje się w nim i zdobywa przyjaciół do grobowej deski, przynajmniej jedna osoba z jej otoczenia ma coś wspólnego z magią, a perypetie uczuciowe zazwyczaj dotyczą arystokracji. O takich drobiazgach, jak całkowita niedojrzałość emocjonalna i życiowa nie warto już nawet wspominać (Bogusława ma pretensje do własnego ojca, że po ciężkim wypadku lotniczym nie jest już jej dawnym tatusiem, który spełniał każde życzenie rozpuszczonej jedynaczki). Koszmar. Jeżeli autorka ma w swoim otoczeniu takie osoby jak jej bohaterki, to powinna szybko zmienić środowisko. Może wśród dojrzałych i odpowiedzialnych osób napisze lepsze książki.
Bogusława Leszczyńska wraca z praktyk w Holandii. Przejeżdżając przez niewielką miejscowość o nazwie Pogodna, pod wpływem impulsu, postanawia wynająć dom w rynku. Nie wiadomo dlaczego, ale ma zamiar rozpocząć w nim nowe życie. Trzeba jeszcze wymyślić tylko z czego będzie żyć w Pogodnej. Dla dzielnej dziewczyny żaden to problem, otworzy sklepik z kurzołapkami (dla niewtajemniczonych: kurzołapki to wszystkie niepotrzebne nikomu graciki, które doskonale przechowują kurz). Ponieważ jednak mieszkańcy Pogodnej okazują się bardziej rozsądni niż pani sklepikarka i nie chcą kupować kurzołapek, sklep musi powiększyć się o czekoladziarnię z dwuasortymentową cukiernią. W tle oczywiście mamy rozliczne problemy miłosne i rodzinne bohaterki i jej nowych koleżanek.
Nie wiem dlaczego, ale autorka z uporem stosuje wytarte już w poprzednich powieściach schematy. Bohaterka nie wiadomo dlaczego postanawia zacząć nowe życie w nowym miejscu, bardzo szybko aklimatyzuje się w nim i zdobywa przyjaciół do grobowej deski, przynajmniej jedna osoba z jej otoczenia ma coś wspólnego z magią, a perypetie uczuciowe zazwyczaj dotyczą arystokracji. O takich drobiazgach, jak całkowita niedojrzałość emocjonalna i życiowa nie warto już nawet wspominać (Bogusława ma pretensje do własnego ojca, że po ciężkim wypadku lotniczym nie jest już jej dawnym tatusiem, który spełniał każde życzenie rozpuszczonej jedynaczki). Koszmar. Jeżeli autorka ma w swoim otoczeniu takie osoby jak jej bohaterki, to powinna szybko zmienić środowisko. Może wśród dojrzałych i odpowiedzialnych osób napisze lepsze książki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)