Tytuł oryginału: " The Dirt of Clean. An Unsanitized History"
Brud jako taki towarzyszy nam od zawsze. Raz był zjawiskiem pozytywnym, raz negatywnym, w zależności od tego przez pryzmat jakiego okresu historycznego będziemy na niego patrzeć. Jednak był, jest i będzie stałym elementem historii ludzkości. Dziwne jest więc, że powstało o nim tak mało książek i opracowań przekrojowych, pokazujących go na przestrzeni wieków. Lukę tę stara się zapełnić Katherine Ashenburg przedstawiając nam "Historię brudu".
Naszą przygodę z brudem rozpoczynamy od starożytnego Rzymu. Mieszkańcy Wiecznego Miasta i licznych prowincji rzymskich słynęli ze swojej czystości. Łaźnie miejskie dostępne były dla wszystkich, w tym także dla niewolników. Co ciekawe, ci ostatni korzystali z nich za darmo, podczas gdy wolny obywatel musiał uiszczać przepisaną prawem, niewielką, opłatę. Kąpano się więc chętnie, często i w licznym towarzystwie. Ludzie brudni, nieumyci postrzegani byli jako osoby prymitywne i głupie. Niestety, okres schludności i czystości trwał krótko.Wraz z końcem epoki starożytnego Rzymu woda i mydło odeszły w zapomnienie. Nastały wieki brudu, który paradoksalnie postrzegany był jako sprzymierzeniec człowieka. Tak, tak, sprzymierzeniec, gdyż zgodnie z teorią miazmatów, brud zatykał pory skóry, a tym samym nie dopuszczał do organizmu szkodliwych substancji wewnętrznych. Wiara w tę teorię była tak głęboko zakorzeniona, że niektórzy z obawy o własne zdrowie, kąpali się raz do roku ( najczęściej w okolicy Wielkiej Nocy). Wyznacznikiem schludności zaś była częsta zmiana bielizny. Im częściej zmiany takiej dokonywano, tym człowiek uważany był za czystszego. Nieprzyjemny zapach nieumytego ciała maskowany był za pomocą perfum, pudru. Musiało cuchnąć.
A co dalej? Tego dowiecie się zaglądając do książki. Mogę tylko ujawnić, że potem było już lepiej. Aż w chwili obecnej znaleźliśmy się na drugim biegunie, biegunie przesadnej czystości. Jak do tego doszło? Odpowiedź w "Historii brudu", która zmieniła się niepostrzeżenie w historię czystości.
środa, 29 lutego 2012
poniedziałek, 27 lutego 2012
"Suma naszych dni" Isabel Allende
Tytuł oryginału: "La suma de los dias"
Przeglądając blogi poświęcone szeroko pojętej literaturze kilkakrotnie trafiałam na zachęcające recenzje "Sumy naszych dni". Kiedy więc udało mi się wypatrzeć ją na bibliotecznej półce, bardzo się ucieszyłam. W końcu i ja miałam zapoznać się z twórczością autorki wydawanej w milionowych nakładach.
Książka ta to rodzaj autobiografii, ale bardzo szczególnej. Powstała po śmierci córki autorki, Pauli, i do niej jest skierowana. Opowiada dzieje "plemienia", swoistego rodzinnego klanu, jaki udało się autorce i jej mężowi zbudować wokół siebie. Przynależność do rodziny określana jest nie tylko pokrewieństwem krwi, ale przede wszystkim wspólnotą dusz i charakterów. W jej skład oprócz autorki i jej męża wchodzą: ich dzieci z poprzednich związków, ich byli i obecni partnerzy, wnuki, bliższa i dalsza rodzina oraz wiele innych osób przygarniętych przez klan. Każda z nich to inna historia, o najczęściej niezbyt udanym życiu, które prostuje się i układa pod czujnym ale i czułym okiem rodziny.
Cóż, może literatura latynoamerykańska i latynoamerykański styl nie należą do moich ulubionych. Może zbyt mało obejrzałam wenezuelsko - brazylijskich telenowel, ale mnie się ta książka nie podoba. Zbyt dużo jest w tych wspomnieniach chaosu, cudów, czarów i terapii indywidualnej lub zbiorowej. Jakoś trudno mi uwierzyć w ducha, który przeprowadza się z rodziną do nowego domu ( nawet jeżeli jest to duch zmarłej córki ), zdalnego oddziaływania na rzeczywistość przez Siostry Wiecznego Nieporządku i wielu innych, podobnych rzeczy. A kłopoty? Pojawiają się, i owszem, ale bardzo szybko ulegają rozwiązaniu w ziemski lub pozaziemski sposób.I wszystko, podobnie jak w każdej telenoweli, kończy się happy endem.
Książka tylko dla tych, którzy lubią ten styl i klimat.
Przeglądając blogi poświęcone szeroko pojętej literaturze kilkakrotnie trafiałam na zachęcające recenzje "Sumy naszych dni". Kiedy więc udało mi się wypatrzeć ją na bibliotecznej półce, bardzo się ucieszyłam. W końcu i ja miałam zapoznać się z twórczością autorki wydawanej w milionowych nakładach.
Książka ta to rodzaj autobiografii, ale bardzo szczególnej. Powstała po śmierci córki autorki, Pauli, i do niej jest skierowana. Opowiada dzieje "plemienia", swoistego rodzinnego klanu, jaki udało się autorce i jej mężowi zbudować wokół siebie. Przynależność do rodziny określana jest nie tylko pokrewieństwem krwi, ale przede wszystkim wspólnotą dusz i charakterów. W jej skład oprócz autorki i jej męża wchodzą: ich dzieci z poprzednich związków, ich byli i obecni partnerzy, wnuki, bliższa i dalsza rodzina oraz wiele innych osób przygarniętych przez klan. Każda z nich to inna historia, o najczęściej niezbyt udanym życiu, które prostuje się i układa pod czujnym ale i czułym okiem rodziny.
Cóż, może literatura latynoamerykańska i latynoamerykański styl nie należą do moich ulubionych. Może zbyt mało obejrzałam wenezuelsko - brazylijskich telenowel, ale mnie się ta książka nie podoba. Zbyt dużo jest w tych wspomnieniach chaosu, cudów, czarów i terapii indywidualnej lub zbiorowej. Jakoś trudno mi uwierzyć w ducha, który przeprowadza się z rodziną do nowego domu ( nawet jeżeli jest to duch zmarłej córki ), zdalnego oddziaływania na rzeczywistość przez Siostry Wiecznego Nieporządku i wielu innych, podobnych rzeczy. A kłopoty? Pojawiają się, i owszem, ale bardzo szybko ulegają rozwiązaniu w ziemski lub pozaziemski sposób.I wszystko, podobnie jak w każdej telenoweli, kończy się happy endem.
Książka tylko dla tych, którzy lubią ten styl i klimat.
wtorek, 21 lutego 2012
"Dziennik" Maria Baszkircew
Tytuł oryginału: "Journal de Marie Bashkirtseff"
Wyczerpałam już pulę XIX-wiecznych pamiętników polskich. W końcu ich liczba jest policzalna. Może gdzieś w domowych zakamarkach kryją się jakieś nieodkryte jeszcze skarby pamiętnikarstwa. Ja jednak nie mam do nich dostępu i muszę zadowalać się tym, co jest dostępne na księgarskim rynku. A tu wybór jest niewielki. Rozpoczynam więc nowy etap: XIX-wieczne pamiętniki zagraniczne. Mam nadzieję bawić się doskonale porównując je z analogicznymi czasowo pamiętnikami polskim.
Na pierwszy ogień wzięłam "Dziennik" Marii Baszkircew. To książka bardzo specyficzna. Maria zaczęła pisać swój pamiętnik, gdy miała 12 lat. Ostatni zapis został przez nią dokonany na kilka dni przed śmiercią. Przez jedenaście lat, podczas których prowadziła swoje zapiski, mamy okazję dokładnie przyjrzeć się jej samej, jej rodzinie, znajomym i życiu paryskiej bohemy.
Początkowo czytając "Dziennik" byłam zniesmaczona. Jedyny komentarz, który mi się nasuwał brzmiał "głupie, rozpuszczone dziecko, które terroryzuje całe otoczenie" oraz "szczyt egoizmu". W miarę czytania moja opinia o pamiętnikarce zmieniła się. Owszem, nadal pozostaje egoistyczna i skoncentrowana na sobie, ale równocześnie cechuje ją niesamowity upór w dążeniu do raz wskazanego sobie celu. Już w dzieciństwie postanowiła, że będzie sławna. I to nie z powodu majątku czy dobrego zamążpójścia. Chcę przejść do potomności za pomocą własnego talentu i pracy. Zamiar ten stara się realizować konsekwentnie, choć w różnych dziedzinach sztuki. Najpierw chce być sławną śpiewaczką. Ma po temu (w ocenie ówczesnych nauczycieli śpiewu) i talent, i głos. Choroba zmusza ją do zmiany planów. Odkrywa malarstwo. To jest to. Robi szybkie postępy i jest chwalona przez swych nauczycieli. Jednak drobne niepowodzenia każą jej się zastanowić nad słusznością dokonanego wyboru. Może rzeźba byłaby lepsza? Każda z tych dziedzin wymaga ogromu pracy i całkowitego podporządkowania życia. A przecież Maria musi wyjść za mąż. Jako panna z tzw. "dobrego domu" nie może funkcjonować bez męża. Jak to wszystko pogodzić?
Przychodzą pierwsze sukcesy. Maria odstaje medal na "Salonie", jest już uznaną malarką, której rysunki są publikowane w prasie, pojawiają się pierwsi chętni do zakupu jej obrazów. Przyszła także miłość. Jeszcze nieśmiała, ale już kiełkuje. Niestety, nie będzie dane jej rozkwitnąć. Śmierć kończy krótkie życie Marii. W miesiąc po jej zgonie umiera także jej ukochany.
Niewiele książek wywołało we mnie tak szeroki wachlarz uczuć. Bardzo żałuję, że prezentowana wersja dziennika została poddana cenzurze matki autorki. Pojawiają się wątki znikąd (np: proces w Rosji), nie mające początku ani końca. To denerwuje, gdyż chciałoby się wiedzieć wszystko o bohaterce.
To książka, która znudzi przeciętnego czytelnika, ale dla wielbicieli gatunku stanowi prawdziwą gratkę. W końcu to dzięki "Dziennikowi" Maria stała się sławna - tak jak chciała.
Wyczerpałam już pulę XIX-wiecznych pamiętników polskich. W końcu ich liczba jest policzalna. Może gdzieś w domowych zakamarkach kryją się jakieś nieodkryte jeszcze skarby pamiętnikarstwa. Ja jednak nie mam do nich dostępu i muszę zadowalać się tym, co jest dostępne na księgarskim rynku. A tu wybór jest niewielki. Rozpoczynam więc nowy etap: XIX-wieczne pamiętniki zagraniczne. Mam nadzieję bawić się doskonale porównując je z analogicznymi czasowo pamiętnikami polskim.
Na pierwszy ogień wzięłam "Dziennik" Marii Baszkircew. To książka bardzo specyficzna. Maria zaczęła pisać swój pamiętnik, gdy miała 12 lat. Ostatni zapis został przez nią dokonany na kilka dni przed śmiercią. Przez jedenaście lat, podczas których prowadziła swoje zapiski, mamy okazję dokładnie przyjrzeć się jej samej, jej rodzinie, znajomym i życiu paryskiej bohemy.
Początkowo czytając "Dziennik" byłam zniesmaczona. Jedyny komentarz, który mi się nasuwał brzmiał "głupie, rozpuszczone dziecko, które terroryzuje całe otoczenie" oraz "szczyt egoizmu". W miarę czytania moja opinia o pamiętnikarce zmieniła się. Owszem, nadal pozostaje egoistyczna i skoncentrowana na sobie, ale równocześnie cechuje ją niesamowity upór w dążeniu do raz wskazanego sobie celu. Już w dzieciństwie postanowiła, że będzie sławna. I to nie z powodu majątku czy dobrego zamążpójścia. Chcę przejść do potomności za pomocą własnego talentu i pracy. Zamiar ten stara się realizować konsekwentnie, choć w różnych dziedzinach sztuki. Najpierw chce być sławną śpiewaczką. Ma po temu (w ocenie ówczesnych nauczycieli śpiewu) i talent, i głos. Choroba zmusza ją do zmiany planów. Odkrywa malarstwo. To jest to. Robi szybkie postępy i jest chwalona przez swych nauczycieli. Jednak drobne niepowodzenia każą jej się zastanowić nad słusznością dokonanego wyboru. Może rzeźba byłaby lepsza? Każda z tych dziedzin wymaga ogromu pracy i całkowitego podporządkowania życia. A przecież Maria musi wyjść za mąż. Jako panna z tzw. "dobrego domu" nie może funkcjonować bez męża. Jak to wszystko pogodzić?
Przychodzą pierwsze sukcesy. Maria odstaje medal na "Salonie", jest już uznaną malarką, której rysunki są publikowane w prasie, pojawiają się pierwsi chętni do zakupu jej obrazów. Przyszła także miłość. Jeszcze nieśmiała, ale już kiełkuje. Niestety, nie będzie dane jej rozkwitnąć. Śmierć kończy krótkie życie Marii. W miesiąc po jej zgonie umiera także jej ukochany.
Niewiele książek wywołało we mnie tak szeroki wachlarz uczuć. Bardzo żałuję, że prezentowana wersja dziennika została poddana cenzurze matki autorki. Pojawiają się wątki znikąd (np: proces w Rosji), nie mające początku ani końca. To denerwuje, gdyż chciałoby się wiedzieć wszystko o bohaterce.
To książka, która znudzi przeciętnego czytelnika, ale dla wielbicieli gatunku stanowi prawdziwą gratkę. W końcu to dzięki "Dziennikowi" Maria stała się sławna - tak jak chciała.
"Srebro" Steven Savile
Tytuł oryginału: "Silver"
"Srebro" to mój pierwszy kontakt z pisarstwem Stevena Savila. Pierwszy, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Zostałam przez niego całkowicie zauroczona i z niecierpliwością czekam na dalsze książki.
Judasz nie był zdrajcą. Spełnił tylko prośbę swego najlepszego przyjaciela, Jezusa, i wydał go Rzymianom. Nikt nie wiedział o jego szczególnej roli, więc gdy został ukamienowany przez wyznawców nowego proroka, nie było nikogo, kto stanąłby w jego obronie. Tajemnicę tę, wraz z otrzymanymi 30- stoma srebrnikami, powierzył swemu synowi. Maria Magdalena, jego żona, wkrótce powiła kolejnego syna. To właśnie synowie Judasza Iskarioty stali się założycielami nowej sekty. Sekty Sykariuszy. Jej głównym zadaniem było przygotowanie świata na nadejście nowego Mesjasza, oczyszczenie Judasza z opinii zdrajcy i zniszczenie rosnącego w siłę kościoła katolickiego. Sykariusze przetrwali aż do naszych czasów. Zasięg ich organizacji oraz możliwości wzrosły wielokrotnie na przestrzeni wieków.
Pewnego dnia w trzynastu miastach na całym świecie dochodzi do aktów samospalenia. Tuż przed tymi wydarzeniami największe dzienniki otrzymują informację o tym, co się wydarzy, wraz z zapowiedzią, że nadchodzi czterdzieści dni terroru i nikt już nie jest bezpieczny. Wkrótce dochodzi do ataku terrorystycznego w berlińskim metrze i do zatrucia wody w rzymskich fontannach. A to dopiero początek. Do walki z odrodzonymi Sykariuszami staną członkowie tajnej grupy Ogmiost. Tylko oni mogą podjąć wyzwanie i spróbować ocalić świat.
Książka wciąga. Pokazując trochę inne spojrzenie na wydarzenia opisane w Biblii skłania do zastanowienia. A gdyby teoria o prawości Judasza była prawdziwa? Co stałoby się z dogmatami, na których oparte jest chrześcijaństwo? Przede wszystkim to jednak bardzo, bardzo dobry thriller z wartką akcją i ciekawie zarysowanymi postaciami.
Nie mogę doczekać się na "Złoto", kontynuację "Srebra".
"Srebro" to mój pierwszy kontakt z pisarstwem Stevena Savila. Pierwszy, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Zostałam przez niego całkowicie zauroczona i z niecierpliwością czekam na dalsze książki.
Judasz nie był zdrajcą. Spełnił tylko prośbę swego najlepszego przyjaciela, Jezusa, i wydał go Rzymianom. Nikt nie wiedział o jego szczególnej roli, więc gdy został ukamienowany przez wyznawców nowego proroka, nie było nikogo, kto stanąłby w jego obronie. Tajemnicę tę, wraz z otrzymanymi 30- stoma srebrnikami, powierzył swemu synowi. Maria Magdalena, jego żona, wkrótce powiła kolejnego syna. To właśnie synowie Judasza Iskarioty stali się założycielami nowej sekty. Sekty Sykariuszy. Jej głównym zadaniem było przygotowanie świata na nadejście nowego Mesjasza, oczyszczenie Judasza z opinii zdrajcy i zniszczenie rosnącego w siłę kościoła katolickiego. Sykariusze przetrwali aż do naszych czasów. Zasięg ich organizacji oraz możliwości wzrosły wielokrotnie na przestrzeni wieków.
Pewnego dnia w trzynastu miastach na całym świecie dochodzi do aktów samospalenia. Tuż przed tymi wydarzeniami największe dzienniki otrzymują informację o tym, co się wydarzy, wraz z zapowiedzią, że nadchodzi czterdzieści dni terroru i nikt już nie jest bezpieczny. Wkrótce dochodzi do ataku terrorystycznego w berlińskim metrze i do zatrucia wody w rzymskich fontannach. A to dopiero początek. Do walki z odrodzonymi Sykariuszami staną członkowie tajnej grupy Ogmiost. Tylko oni mogą podjąć wyzwanie i spróbować ocalić świat.
Książka wciąga. Pokazując trochę inne spojrzenie na wydarzenia opisane w Biblii skłania do zastanowienia. A gdyby teoria o prawości Judasza była prawdziwa? Co stałoby się z dogmatami, na których oparte jest chrześcijaństwo? Przede wszystkim to jednak bardzo, bardzo dobry thriller z wartką akcją i ciekawie zarysowanymi postaciami.
Nie mogę doczekać się na "Złoto", kontynuację "Srebra".
piątek, 17 lutego 2012
"Ósemka" Katherine Neville
Tytuł oryginału: "The Eight"
Czy nasze życie to partia szachów, w której odgrywamy przypisane nam przez nieznane moce role? I kim jesteśmy w tej grze: pionkiem czy królową? Przed nami zadanie ostatecznego ciosu przeciwnikowi czy bezinteresowne poświęcenie się dla dobra innych graczy? Takie oto pytania snuły się po mojej głowie, gdy przeczytałam tę książkę. Niewiele wiem o szachach. Znam tylko podstawowe zasady poruszania się figur, niełatwo byłoby mi więc rozegrać tę moją "życiową partię". Na szczęście bohaterowie książki znali zasady rządzące królewską grą.
Akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: historycznej i obecnej. Wątek historyczny, poprzez bohaterów w nim występujących, przybliża nam główny element, o który toczy się gra czyli szachy z Montglane. Legenda głosi, że należały one do Karola Wielkiego i zostały podarowane mu przez Maurów. Ci starożytni mistrzowie zapisali w nich wzór, który ma zapewnić osobie posiadającej go nieograniczoną władzę nad światem. Jest to ogromna pokusa dla wszelkiej maści rządnych potęgi ludzi. Aby nikt nie wszedł w posiadanie szachów i ich mocy, zostały one ukryte w opactwie i tylko siostra przełożona wie jak można je wydobyć na światło dzienne. Po świecie zewnętrznym krążą na ich temat niezliczone legendy i opowieści. Czasy jednak stały się niebezpieczne i szachy musiały zostać wydobyte z ukrycia. Dwie nowicjuszki z opactwa, Mirelle i Valentine, mają strzec powierzonych im figur. To bardzo trudne zadanie, które jedna z nich przypłaci życiem.
Czasy współczesne. Pewnego dnia w życie Catherine Velis wkraczają szachy z Montglane. Początkowo to tylko subtelne i trudne do zidentyfikowania znaki, które mają zaprowadzić nasza bohaterkę do celu. Jednak osiągnięcie go będzie wymagało od niej ogromnego samozaparcia. Catherine odbędzie podroż do Algierii, gdzie na pustyni szukać będzie kolejnych figur szachowych. Po ich odnalezieniu zmuszona zostanie do przepłynięcia jachtem oceanu aby szachy znalazły się w USA, gdzie przechowywane są pozostałe części kompletu szachowego. Oczywiście, jak to w takich wypadkach bywa, przeciwko sobie będzie miała równie zdeterminowana drużynę przeciwną, która zrobi wszystko, aby przejąć bezcenny komplet szachowy i odkryć zapisany w nim wzór.
Dodatkowym atutem książki jest fakt, iż przez jej strony przewija się galeria postaci historycznych. Od carycy Katarzyny przez Napoleona aż do słynnych kompozytorów i matematyków XIX.
Sama kompozycja książki jest bardzo udana, a zawikłana intryga wciąga i nie pozawala się oderwać. Informacje o szachach podane zostały w sposób przystępny,tak, że nawet laik zrozumie zasady działania Gry. Jedyne co męczy to obszerność książki ( ponad 700 stron to stanowczo zbyt dużo) i mnogość postaci drugoplanowych. Jest ich tak wiele, ze całkowicie mylą się czytelnikowi. Często trzeba cofać się, aby przypomnieć sobie skąd i od kogo pochodzi wykorzystywana w danym momencie informacja i dlaczego stanowi ona ważny element łamigłówki. Niemniej książkę polecam.
Czy nasze życie to partia szachów, w której odgrywamy przypisane nam przez nieznane moce role? I kim jesteśmy w tej grze: pionkiem czy królową? Przed nami zadanie ostatecznego ciosu przeciwnikowi czy bezinteresowne poświęcenie się dla dobra innych graczy? Takie oto pytania snuły się po mojej głowie, gdy przeczytałam tę książkę. Niewiele wiem o szachach. Znam tylko podstawowe zasady poruszania się figur, niełatwo byłoby mi więc rozegrać tę moją "życiową partię". Na szczęście bohaterowie książki znali zasady rządzące królewską grą.
Akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: historycznej i obecnej. Wątek historyczny, poprzez bohaterów w nim występujących, przybliża nam główny element, o który toczy się gra czyli szachy z Montglane. Legenda głosi, że należały one do Karola Wielkiego i zostały podarowane mu przez Maurów. Ci starożytni mistrzowie zapisali w nich wzór, który ma zapewnić osobie posiadającej go nieograniczoną władzę nad światem. Jest to ogromna pokusa dla wszelkiej maści rządnych potęgi ludzi. Aby nikt nie wszedł w posiadanie szachów i ich mocy, zostały one ukryte w opactwie i tylko siostra przełożona wie jak można je wydobyć na światło dzienne. Po świecie zewnętrznym krążą na ich temat niezliczone legendy i opowieści. Czasy jednak stały się niebezpieczne i szachy musiały zostać wydobyte z ukrycia. Dwie nowicjuszki z opactwa, Mirelle i Valentine, mają strzec powierzonych im figur. To bardzo trudne zadanie, które jedna z nich przypłaci życiem.
Czasy współczesne. Pewnego dnia w życie Catherine Velis wkraczają szachy z Montglane. Początkowo to tylko subtelne i trudne do zidentyfikowania znaki, które mają zaprowadzić nasza bohaterkę do celu. Jednak osiągnięcie go będzie wymagało od niej ogromnego samozaparcia. Catherine odbędzie podroż do Algierii, gdzie na pustyni szukać będzie kolejnych figur szachowych. Po ich odnalezieniu zmuszona zostanie do przepłynięcia jachtem oceanu aby szachy znalazły się w USA, gdzie przechowywane są pozostałe części kompletu szachowego. Oczywiście, jak to w takich wypadkach bywa, przeciwko sobie będzie miała równie zdeterminowana drużynę przeciwną, która zrobi wszystko, aby przejąć bezcenny komplet szachowy i odkryć zapisany w nim wzór.
Dodatkowym atutem książki jest fakt, iż przez jej strony przewija się galeria postaci historycznych. Od carycy Katarzyny przez Napoleona aż do słynnych kompozytorów i matematyków XIX.
Sama kompozycja książki jest bardzo udana, a zawikłana intryga wciąga i nie pozawala się oderwać. Informacje o szachach podane zostały w sposób przystępny,tak, że nawet laik zrozumie zasady działania Gry. Jedyne co męczy to obszerność książki ( ponad 700 stron to stanowczo zbyt dużo) i mnogość postaci drugoplanowych. Jest ich tak wiele, ze całkowicie mylą się czytelnikowi. Często trzeba cofać się, aby przypomnieć sobie skąd i od kogo pochodzi wykorzystywana w danym momencie informacja i dlaczego stanowi ona ważny element łamigłówki. Niemniej książkę polecam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)