Tak się jakoś złożyło, że podczas ubiegłorocznych wakacji dość często bywałam na Mazurach. Totalnie zauroczyły mnie wąskie i kręte szosy, zagubione ścieżki wiodące w nieznane, opustoszałe ewangelickie cmentarze i kościoły, które próbuje się doprowadzić do dawnej świetności. Jednym słowem, miejsca, w których turystów jest niewielu ale za to dużo spokoju i jakiejś takiej niesamowitej atmosfery tajemniczości. Może właśnie dlatego tak podobają mi się książki tej autorki. Z nich emanuje klimat starych Mazur, którego trudno szukać w modnych kurortach.
Inga jako mała dziewczynka wyemigrowała wraz ze swą matką do Niemiec. Pozornie wydaje się, że w pełni zaaklimatyzowała się w zachodnim świecie. Ma dobrą pracę, mężczyznę, z którym chce spędzić życie i książkę, którą zamierza napisać. Nie chce słuchać historii rodzinnych, które usiłuje opowiedzieć jej matka. Dalekie Pustniki gdzieś na polskiej ziemi to tylko mgliste wspomnienie i miejsce ze starych fotografii. Los jednak bywa przewrotny i uwielbia płatać figle. Podczas wycieczki do Bretanii całe dotychczasowe życie Ingi wali się w gruzy. Ukochany mężczyzna okazuje się draniem, planowany ślub zostaje odwołany, dodatkowo ujawnia się dziwna choroba, która może być genetycznym spadkiem po nieznanym ojcu. Próbując odciąć się od tej fali niepowodzeń i ulegając prośbom matki, Inga postanawia odwiedzić Pustniki. Co czeka na nią na mazurskiej ziemi? Czy wygaśnie wreszcie klątwa wioskowej znachorki, a biały kwiat ligustru przyniesie szczęście w osobie polsko-niemiecko-francuskiego Michała?
Pogodna choć trudna opowieść o powikłanych losach polsko - niemieckich. O tęsknocie za własnym domem pozostawionym w wyniku trudnych wyborów. I o powikłanych losach ludzi "stamtąd". Choć pozornie żyli w lepszym, bogatszym świecie na zawsze pozostaną w nich małe domki w sztachulec, przydomowe ogródki zaglądające w nisko osadzone okna i konfitury z przydomowej gruszy. I o tym właśnie jest ta książka.
sobota, 31 marca 2012
czwartek, 29 marca 2012
"Tropami zagrabionych skarbów" Jean - Paul Picaper
Tytuł oryginału: "Sur la trace des tresors nazis".
Sięgając po tę książkę myślałam, że to kolejna pozycja z serii odkrywającej tajemnice II Wojny Światowej. Może dalsze poszukiwania Bursztynowej Komnaty lub przemierzanie niezbadanych kompleksów wojskowych ukrytych w Górach Sowich. Ewentualnie pogoń za którymś z nazistów po bezdrożach Argentyny lub Brazylii. Pomyłka. Takie wydarzenia są przez autora przytaczane, ale stanowią tylko przyczynek do głębokiej analizy finansów III Rzeszy.
Nazistowskie Niemcy to wielkie i bardzo sprawne przedsiębiorstwo umiejętnie zarządzane. Wojna zawsze napędza gospodarkę. Jedni się bogacą, inni tracą nagromadzone wcześniej walory. Najlepszym zabezpieczeniem w tak niepewnym czasie jest złoto. Bankierzy niemieccy zrozumieli to bardzo szybko. Całe złoto pochodzące z grabieży państw podbitych lokowane było przez nich bankach szwajcarskich. Ciekawy był sposób dokonywania dużych płatności finansowych. W podziemiach jednego z banków szwajcarskich wyodrębniono dużą salę wypełnioną szafami. W nich przechowywane były zasoby złota zgromadzone przez różne państwa, w tym Niemcy. Przelewów finansowych dokonywano w ten sposób, że przenoszono sztaby złota z jednej szafy do drugiej. Szybko i sprawnie. Co na to my z naszymi wirtualnymi bankami i przelewami elektronicznymi?
Autor przybliża nam także losy największych "finansistów" niemieckich oraz pokazuje mechanizm "prania" pozyskiwanych na zagrabionych ziemiach walorów.
W mojej ocenie jest to bardzo ciekawa książka. Przedstawia, zwłaszcza nam, Polakom, trochę inne spojrzenie na historię II wojny ( np: funkcjonowanie przez długie lata w świadomości ludzi z Europy Zachodniej tz: "kłamstwa oświęcimskiego" ). Nużą szczegółowe wyliczenia finansowo - ekonomiczne. Całość jednak pozostawia bardzo pozytywne wrażenie.
Sięgając po tę książkę myślałam, że to kolejna pozycja z serii odkrywającej tajemnice II Wojny Światowej. Może dalsze poszukiwania Bursztynowej Komnaty lub przemierzanie niezbadanych kompleksów wojskowych ukrytych w Górach Sowich. Ewentualnie pogoń za którymś z nazistów po bezdrożach Argentyny lub Brazylii. Pomyłka. Takie wydarzenia są przez autora przytaczane, ale stanowią tylko przyczynek do głębokiej analizy finansów III Rzeszy.
Nazistowskie Niemcy to wielkie i bardzo sprawne przedsiębiorstwo umiejętnie zarządzane. Wojna zawsze napędza gospodarkę. Jedni się bogacą, inni tracą nagromadzone wcześniej walory. Najlepszym zabezpieczeniem w tak niepewnym czasie jest złoto. Bankierzy niemieccy zrozumieli to bardzo szybko. Całe złoto pochodzące z grabieży państw podbitych lokowane było przez nich bankach szwajcarskich. Ciekawy był sposób dokonywania dużych płatności finansowych. W podziemiach jednego z banków szwajcarskich wyodrębniono dużą salę wypełnioną szafami. W nich przechowywane były zasoby złota zgromadzone przez różne państwa, w tym Niemcy. Przelewów finansowych dokonywano w ten sposób, że przenoszono sztaby złota z jednej szafy do drugiej. Szybko i sprawnie. Co na to my z naszymi wirtualnymi bankami i przelewami elektronicznymi?
Autor przybliża nam także losy największych "finansistów" niemieckich oraz pokazuje mechanizm "prania" pozyskiwanych na zagrabionych ziemiach walorów.
W mojej ocenie jest to bardzo ciekawa książka. Przedstawia, zwłaszcza nam, Polakom, trochę inne spojrzenie na historię II wojny ( np: funkcjonowanie przez długie lata w świadomości ludzi z Europy Zachodniej tz: "kłamstwa oświęcimskiego" ). Nużą szczegółowe wyliczenia finansowo - ekonomiczne. Całość jednak pozostawia bardzo pozytywne wrażenie.
środa, 28 marca 2012
"Syrenka" Camilla Lackberg
Tytuł oryginału: "Sjojungfrun".
Czarna seria skandynawska. Bardzo czarna. Ilość przestępstw przypadających na metr kwadratowy w małym, nadmorskim miasteczku w Szwecji stanowi na pewno rekord na miarę wpisu do księgi Guinnessa. Podobnie jak ilość nieszczęść, które są udziałem mieszkańców Fjallbacka. Czytając mam wrażenie, że każdy z nich jest potencjalnym sprawcą rozlicznych przestępstw, a kolejne tomy sagi odsłonią ich wszystkie mroczne sprawki. W ten sposób saga ta będzie trwać wiecznie.
Tym razem podało na Christiana. Bibliotekarz, początkujący autor, ojciec dwóch synów. Wiedzie pozornie poprawne i spokojne życie. W wyniku splotu nieoczekiwanych wypadków wychodzi, że od pewnego czasu dostaje on listy z zawoalowanymi pogróżkami. Wszystkim przyjaciołom i znajomym Christiana trudno w to uwierzyć. Kto mógłby chcieć skrzywdzic tak prostolinijnego i skromnego człowieka? Musi być jednak jakiś powód. Wkrótce ginie jeden z przyjaciół Christina. Pozornie nic nie łączy tych dwóch spraw, ale niezmordowana i wścibska Erika postanawia zacząć prowadzić własne śledztwo. Kolejny wypadek, który przydarza się następnemu z czwórki przyjaciół stawia miejscową policję w stan najwyższej gotowości. Być może na ich terenie pojawił się seryjny zabójca. Dzięki dochodzeniu prowadzonemu przez Erikę krąg podejrzanych znacznie się zawęża. Rozwiązanie zagadki to tylko kwestia dopasowania do siebie posiadanych już wiadomości. Jedno jest pewne wyjaśnienie morderstwa tkwi w przeszłości.
Muszę przyznać, że autorka jak nikt inny potrafi obudować dość prostą intrygę, zdarzeniami dodatkowymi. Pogmatwane losy mieszkańców tego szwedzkiego miasteczka wciągają czytelnika i tak naprawdę to one są głównym magnesem zmuszającym do sięgnięcia po kolejne tomy. Tak będzie i ze mną. Muszę się przecież dowiedzieć czy Erika przeżyła wypadek i co stało się z jej mężem. Wydaje mi się więc, że dzięki takim zabiegom pisarskim na długo pozostanę związana z tą serią.
Muszę przyznać, że autorka jak nikt inny potrafi obudować dość prostą intrygę, zdarzeniami dodatkowymi. Pogmatwane losy mieszkańców tego szwedzkiego miasteczka wciągają czytelnika i tak naprawdę to one są głównym magnesem zmuszającym do sięgnięcia po kolejne tomy. Tak będzie i ze mną. Muszę się przecież dowiedzieć czy Erika przeżyła wypadek i co stało się z jej mężem. Wydaje mi się więc, że dzięki takim zabiegom pisarskim na długo pozostanę związana z tą serią.
środa, 7 marca 2012
"Bez mojej zgody" Jodi Picoult
Tytuł oryginału: "My sister`s keeper".
Trudno jest pisać o ważnych sprawach w sposób prosty i wzruszający zarazem. Tak aby sedna przekazu nie utopić w powodzi łez i nie rozmyć w natłoku wzruszeń. Aby bohater był prawdziwy i bliski czytelnikowi, a nie odległy i sztuczny jak z brazylijskiej telenoweli. Wszytko to udało się Jodi Picoult w "Bez mojej zgody".
Anna, główna bohaterka, jest trzecim, najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Została poczęta poprzez zapłodnienie in vitro i właściwy dobór genów, jako swoiste lekarstwo na ostrą białaczkę, na którą zachorowała jej siostra. Początkowo Anna miała oddać Kate tylko krew pępowinową ( pępowinę z taką krwią wyrzuca się najczęściej do kosza), jednak po kilku latach dochodzi do wznowy i Anna znowu musi podzielić się z siostrą krwią i szpikiem kostnym. Aż wreszcie przychodzi moment, gdy nerki Kate odmawiają posłuszeństwa, a ocenie rodziców, Anna powinna oddać siostrze nerkę, gdyż tylko przeszczep od w pełni zgodnego dawcy gwarantuje powodzenie. Trzynastoletnia dziewczynka postanawia się zbuntować i wytoczyć rodzicom proces sądowy. Chce przekonać sąd, że jest w stanie samodzielnie decydować o własnym zdrowiu.
W tej książce, podobnie jak w życiu, nic nie jest czarno - białe. Nie ma dobrych ani złych decyzji. Początkowo starałam się oceniać bohaterów, ale musiałam przestać. Nie mogłam zakładać, że rodzice nie kochali Anny, ale nie mogłam też zakładać, że Anna była egoistyczna i samolubna i z tych przyczyn nie chciała pomóc siostrze. Relacje międzyludzkie a zwłaszcza wewnatrzrodzinne nie są proste, trudno je ocenić. Możemy mówić tylko, że my postąpilibyśmy tak lub inaczej. Ale czy tak jest naprawdę? Nikt z nas nie podejmował decyzji mających bezpośredni wpływ na życie drugiego człowieka. Ja nie wiem jak bym postąpiła. A Wy?
Trudno jest pisać o ważnych sprawach w sposób prosty i wzruszający zarazem. Tak aby sedna przekazu nie utopić w powodzi łez i nie rozmyć w natłoku wzruszeń. Aby bohater był prawdziwy i bliski czytelnikowi, a nie odległy i sztuczny jak z brazylijskiej telenoweli. Wszytko to udało się Jodi Picoult w "Bez mojej zgody".
Anna, główna bohaterka, jest trzecim, najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Została poczęta poprzez zapłodnienie in vitro i właściwy dobór genów, jako swoiste lekarstwo na ostrą białaczkę, na którą zachorowała jej siostra. Początkowo Anna miała oddać Kate tylko krew pępowinową ( pępowinę z taką krwią wyrzuca się najczęściej do kosza), jednak po kilku latach dochodzi do wznowy i Anna znowu musi podzielić się z siostrą krwią i szpikiem kostnym. Aż wreszcie przychodzi moment, gdy nerki Kate odmawiają posłuszeństwa, a ocenie rodziców, Anna powinna oddać siostrze nerkę, gdyż tylko przeszczep od w pełni zgodnego dawcy gwarantuje powodzenie. Trzynastoletnia dziewczynka postanawia się zbuntować i wytoczyć rodzicom proces sądowy. Chce przekonać sąd, że jest w stanie samodzielnie decydować o własnym zdrowiu.
W tej książce, podobnie jak w życiu, nic nie jest czarno - białe. Nie ma dobrych ani złych decyzji. Początkowo starałam się oceniać bohaterów, ale musiałam przestać. Nie mogłam zakładać, że rodzice nie kochali Anny, ale nie mogłam też zakładać, że Anna była egoistyczna i samolubna i z tych przyczyn nie chciała pomóc siostrze. Relacje międzyludzkie a zwłaszcza wewnatrzrodzinne nie są proste, trudno je ocenić. Możemy mówić tylko, że my postąpilibyśmy tak lub inaczej. Ale czy tak jest naprawdę? Nikt z nas nie podejmował decyzji mających bezpośredni wpływ na życie drugiego człowieka. Ja nie wiem jak bym postąpiła. A Wy?
poniedziałek, 5 marca 2012
"Moje życie z psem imieniem George" Judith Summers
Tytuł oryginału: "My life with George"
Pies najlepszym przyjacielem człowieka? Prawda! Pies kocha swojego pana całkowicie bezinteresownie? Prawda! Życie z dobrze ułożonym psem przebiega gładko i bezkonfliktowo? Prawda, ale pod warunkiem, że nie jest to spaniel cavalier king charles.
Po śmierci męża autorka książki, na prośbę syna, postanawia nabyć psa, aby opustoszały dom znowu nabrał życia i radości. W dzieciństwie miała kontakt z odmianą spaniela o bardzo długiej i bardzo arystokratycznej nazwie, spaniel cavalier king charles..Z własnego doświadczenia wiedziała , że to pogodne i wesołe zwierzęta, mimo królewskiego pochodzenia. Decyzja nie była trudna i wkrótce grono domowników powiększyło się o przedstawiciela tej rasy imieniem Georg. Zgodnie z przewidywaniami do domu wkroczyło: wesołe merdanie ogonem, mokre całusy na powitanie, poroznoszone wszędzie psie jedzenie i piszczące zabawki, które odnajdywały się w najmniej oczekiwanych momentach. Nie przewidziano tylko jednego: Georg chce właściciela mieć na wyłączność. W związku z tym stoczy zacięty bój o miejsce w łóżku swojej pani z Potworzycą Mog i każdym kolejnym partnerem bohaterki. Wygra, oczywiście, bo zwłaszcza faceci, nie mają, w porównaniu z nim, żadnych szans.
Z biegiem dni George podporządkowuje sobie cały dom. Trudno policzyć ile pieniędzy wydała jego właścicielka na różnego rodzaju tresury i gadżety mające oduczyć go złych zachowań. George okazał się silniejszy ponad wszystkich treserów. Cóż więc pozostało jego pani? Pokochała go takim jaki był, ze wszystkimi wadami ale przede wszystkim z całą masą zalet ukrytych w tak niewielkim ciałku.
To bardzo pogodna i optymistyczna opowieść. Dotyczy nie tylko psa i jego relacjach z ludźmi ale przede wszystkim przeżywania i wychodzenia z żałoby po stracie bliskiej osoby. Dla tej rodziny George stał się równoważnikiem straty. Przeżywane wspólnie przygody pozwoliły na wytworzenie szczególnych więzi rodzinnych, które musiały zostać zaakceptowane przez osoby chcące do tej rodziny należeć. W łaski Georga trudno się wkupić, ale jeśli raz się tego dokona to ma się jego serce na całe życie.
Pies najlepszym przyjacielem człowieka? Prawda! Pies kocha swojego pana całkowicie bezinteresownie? Prawda! Życie z dobrze ułożonym psem przebiega gładko i bezkonfliktowo? Prawda, ale pod warunkiem, że nie jest to spaniel cavalier king charles.
Po śmierci męża autorka książki, na prośbę syna, postanawia nabyć psa, aby opustoszały dom znowu nabrał życia i radości. W dzieciństwie miała kontakt z odmianą spaniela o bardzo długiej i bardzo arystokratycznej nazwie, spaniel cavalier king charles..Z własnego doświadczenia wiedziała , że to pogodne i wesołe zwierzęta, mimo królewskiego pochodzenia. Decyzja nie była trudna i wkrótce grono domowników powiększyło się o przedstawiciela tej rasy imieniem Georg. Zgodnie z przewidywaniami do domu wkroczyło: wesołe merdanie ogonem, mokre całusy na powitanie, poroznoszone wszędzie psie jedzenie i piszczące zabawki, które odnajdywały się w najmniej oczekiwanych momentach. Nie przewidziano tylko jednego: Georg chce właściciela mieć na wyłączność. W związku z tym stoczy zacięty bój o miejsce w łóżku swojej pani z Potworzycą Mog i każdym kolejnym partnerem bohaterki. Wygra, oczywiście, bo zwłaszcza faceci, nie mają, w porównaniu z nim, żadnych szans.
Z biegiem dni George podporządkowuje sobie cały dom. Trudno policzyć ile pieniędzy wydała jego właścicielka na różnego rodzaju tresury i gadżety mające oduczyć go złych zachowań. George okazał się silniejszy ponad wszystkich treserów. Cóż więc pozostało jego pani? Pokochała go takim jaki był, ze wszystkimi wadami ale przede wszystkim z całą masą zalet ukrytych w tak niewielkim ciałku.
To bardzo pogodna i optymistyczna opowieść. Dotyczy nie tylko psa i jego relacjach z ludźmi ale przede wszystkim przeżywania i wychodzenia z żałoby po stracie bliskiej osoby. Dla tej rodziny George stał się równoważnikiem straty. Przeżywane wspólnie przygody pozwoliły na wytworzenie szczególnych więzi rodzinnych, które musiały zostać zaakceptowane przez osoby chcące do tej rodziny należeć. W łaski Georga trudno się wkupić, ale jeśli raz się tego dokona to ma się jego serce na całe życie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)