czwartek, 27 grudnia 2012

"Dom w Italii" Peter Pezzelli


Tytuł oryginału: "Home to Italy"


Prawdziwe życie zaczyna się po sześćdziesiątce. A im więcej daje nam w kość przez pierwsze sześćdziesiąt lat, tym intensywnej zaczyna nam wyrównywać krzywdy, gdy przekroczymy już magiczną granicę. Trzeba więc cierpliwie poczekać na dobry czas, a on na pewno nadejdzie. To główne przesłanie tej książki. W chwili obecnej nie zgadzam się z nim fundamentalnie, ale kto wie co przyniesie przyszłość?
Peppi urodził się we Włoszech, ale trudne powojenne warunki oraz śmierć rodziców, zmusiły go do emigracji do Stanów Zjednoczonych. Tam kosztem wielu trudów i wyrzeczeń, udało mu się założyć rodzinę, znaleźć dobrą pracę i stworzyć sobie stabilne i solidne życie. Do szczęścia brakowało mu tylko dziecka, ale przecież już tak wiele z jego marzeń się spełniło, że nie można wymagać zbyt wiele od opatrzności. Po czterdziestu latach dobrego życia, nagle pojawia się cień. Jego ukochana żona, Anna, dostaje udaru, w wyniku którego umiera. Przyjaciele i znajomi wspierają Peppiego w trudnych chwilach. Chcą zapełnić i zorganizować od nowa opustoszałe życie wdowca. On jednak, jak przed laty, dochodzi do wniosku, że nic go już nie trzyma na amerykańskiej ziemi. Wynajmuje dom, pakuje rower i wyrusza w powrotną drogę do ojczyzny. Nie bierze jednak pod uwagę upływu czasu, który wszystko zmienia. Włoscy przyjaciele, to już nie mali chłopcy w krótkich spodenkach, a szacowni nestorzy rodzin. Dawne ukochane miejsca zmieniły się, porosły trawą i ciężko w nich odnaleźć dawny urok. A jednak ......czasami dzieją się cuda. Bo oto na drodze Peppiego staje córka jego dawnego przyjaciela. I wtedy włoska ziemia zaczyna roztaczać swój czar, powodując, że dwoje zagubionych odnajduje drogę do siebie.
Miła książka, dobry zapychacz na zimowy wieczór. Jednak po jej przeczytaniu zostaje niewiele. Tak naprawdę nic nie wnosi, nie przekazuje żadnych głębszych treści. Ot, opowieść w harlequinowskim stylu, tyle, że osadzona w innych realiach. Dla lubiących ten gatunek.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz