czwartek, 4 kwietnia 2013

"Wojna światów" Herbert George Wells


Tytuł oryginału: "The War of the World"


I znowu pora na klasykę sf. Tak się jakoś składa, że Wells jest na początku bibliotecznej półki i sam wpada mi w ręce. Czas więc odnowić dawne znajomości i ponownie zanurzyć się w świat XIX -wiecznej fantastyki.
Ziemia została zaatakowana. W zielonych błyskach światła i metalowym cylindrze przybyli na naszą planetę Marsjanie. I choć początkowo zakładaliśmy, że mają pokojowe zamiary, szybko zostaliśmy wyprowadzeni z błędu. Zmienienie delegacji powitalnej w obłoki pary kazało nam zweryfikować dotychczasowe poglądy. Marsjanie nie wpadli tu z kurtuazyjną wizytą. Chcą naszej ziemi, zasobów mineralnych i przestrzeni. Dotychczas wędrowali przez wszechświat, kolonizując i niszcząc kolejne planety. Teraz przyszedł czas na naszą Ziemię. A więc przed nami wojna ostateczna. Początkowo nie wiedzie nam się najlepiej. Dokładniej rzecz biorąc, gorzej wieść się nie może. Zawodzą wszystkie znane i dostępne rodzaje broni. Poddają się kolejne miasta, a ludność w panice szuka schronienia przed agresorami. Histeria i panika narastają. I kiedy wydaje się, że nic już nie uratuje ludzkości, z zupełnie nieoczekiwanej strony nadchodzi wybawienie. My, ludzie, mieliśmy stanowić dla Marsjan pokarm. Jak się okazało bardzo niestrawny pokarm. Wraz z naszą krwią do organizmu najeźdźców wprowadzone zostały bakterie, przed którymi ich system odpornościowy nie był w stanie się obronić. Cóż, gdy zawiodła broń konwencjonalna, podziałała, przypadkowa, ale zawsze, broń biologiczna. Wygrywamy  bitwę, ale czy wygramy wojnę? Przecież już zawsze będziemy patrzeć w niebo z niepokojem, bo może każdy kolejny rozbłysk świtała na niebie to ponowny atak na nasz świat.
Czytając zastanawiałam się jak to możliwe, że taka w gruncie rzeczy banalna historyjka, zamieniona na słuchowisko radiowe, mogła wywołać aż taką panikę. Dziś, w dobie powszechnej komputeryzacji, informatyzacji, cyfryzacji i nie wiadomo jeszcze czego, zielone ludzki mogłyby spokojnie spacerować po naszej planecie. Nikt nie zwróciłby na nie uwagi, no chyba, że miałyby konto na facebooku. Może właśnie to świadczy o wielkości dobrej literatury, że z banalnej historii umie stworzyć wielkie dzieło.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz