środa, 6 listopada 2013

"Anastazja" Peter Kurth


Tytuł oryginału: "Anastasia"


Historia bywa przewrotna, czyż nie? Te same wydarzenia różnym ludziom, krajom, nacjom przynoszą odmienne skutki. To, co dla jednych jest dobre, drugim przynosi tylko kłopoty i zmienia ich życie w negatywny sposób. Tak było i tym razem. Rok 1918, dla nas Polaków czas odzyskania niepodległości i powrotu do własnej tożsamości narodowej. Dla rodziny carskiej to rok, w którym wszystko się skończyło. Nikt z jej członków nie przeżył tego tragicznego lipcowego dnia w Jekaterynburgu. Ci, którzy nie zginęli od kul bolszewickich, zostali dobici bagnetami. W świat poszła wiadomość: nie ma już Romanowów w granicach Rosji, nie ma już żadnych prawnych możliwości restytucji caratu, ale ...
Pewnego styczniowego dnia w Berlinie wyłowiono z nurtów rzeki nieznaną kobietę. Przywrócona do przytomności odmówiła podania jakichkolwiek danych osobowych. Ponieważ podejrzewano u niej depresję, po krótkim pobycie w szpitalu miejskim umieszczoną ją w zakładzie w Dalldorf. Był to szpital psychiatryczny. W opinii opiekujących się pacjentką lekarzy całe jej zachowanie jednoznacznie wskazywało, iż przeżyła ona jakieś traumatyczne wydarzenia i nadal bardzo obawia się o swoje życie. Przypadkiem do zakładu trafia zdjęcie zamordowanej rodziny carskiej, pielęgniarki opiekujące się chorą rozpoznają w niej (początkowo) Wielką Księżną Marię. Zapytana wprost, odpowiada, że to nie Maria przeżyła mord. Wniosek jest prosty, jeśli nie Maria, to musi to być Anastazja, najmłodsza z carskich córek. Wieść o tym, że jedna z Romanowów przeżyła, szybko rozchodzi się po świecie, budząc skrajne reakcje. Od euforii po nienawiść. Zaczyna się korowód osób, które rozpoznają lub nie w chorej Wielką Księżną. Anna zyskuje nie tylko możnych protektorów, ale i zajadłych, gotowych na wszystko wrogów. W końcu gra toczy się nie tylko o sam fakt uznania jej za członka rodziny carskiej, ale przede wszystkim o wielki majątek, pozostawiony przez cara w lokatach bankowych, nieruchomościach i innych inwestycjach. Gra warta świeczki dla każdej ze stron. A to dopiero początek historii zakończonej wieloletnim procesem i bezprecedensowym wyrokiem.
Autor książki kilkakrotnie zetknął się z Anną Anderson i nie ukrywa swoje sympatii dla niej oraz faktu, że wierzy w jej historię. Tym bardziej, że w 1991 roku w masowym grobie koło Jekaterynburgu odnalezione zostały szczątki cara, jego żony i trzech córek. Brakowało ciał jednej z córek i carewicza. Wszystko wskazywało więc, że historia Anny Anderson może być prawdziwa. Życie dopisało jednak inny epilog. W 2007 roku odnaleziono zwęglone szczątki młodego chłopca i dziewczyny. Badania genetyczne potwierdziły, że to szczątki carewicza i jednej z jego sióstr. Tym samym cała rodzina cesarska została zidentyfikowana, a Anna Anderson do niej nie należała. Pojawia się pytanie, kim tak naprawdę była. Ale ta zagadka chyba nigdy już nie zostanie rozwiązana. Mnie osobiście dręczy jeszcze jedna sprawa. Bolszewicy od początku twierdzili, że w Jekaterynburgu zginęła cała rodzica carska. Raz powiedzieli prawdę? Dziwne....


1 komentarz:

  1. Chyba tez sprawdzono dna tej Anny Anderson i nie potwiedzily, ze to Romanowna. Byla wiec oszustka. Skoro znala tyle faktow rodzinnych, to moze byla jakos z nimi zwiazana, sluzaca albo kto taki. A moze wcale nie byla Rosjanka. Chyba nigdy nie powiedziala slowa po rosyjsku.

    OdpowiedzUsuń