Dobry kryminał w starym stylu. Tylko tak można skomentować te książkę, bo po co pisać więcej o czymś co jest świetne samo w sobie.
Starsza pani wyjeżdża do Holandii. Ma tam odwiedzić przebywającego na stypendium syna, pomóc trochę synowej i w ogóle pożyć w kapitalistycznym luksusie. Oczywiście, wiezie z kraju prezenty dla rodziny, dość nietypowe, razowy chleb i biały ser. Przez ten niecodzienny bagaż zostanie wplątana w międzynarodową aferę przemytu narkotyków, będzie musiała stawić czoła członkom gangu ( w tym tajemniczemu, wysokiemu Holendrowi ), odwiedzić zakazaną dzielnicę w Amsterdamie, zgłębić tajniki boksu i rozwikłać zagadkę polskiego weterana. Na dodatek wszystkie te zajęcie ukrywane są starannie przed rodziną, która nie uwierzyłaby w opowiedzianą jej historię. Leniwy pobyt w nudnej i bezpiecznej Holandii zmienia się stresujące dwa miesiące. Gdyby mogła choć oddać sąsiadce z pociągu zapomnianą przez nią lisią czapę. Ale nawet w tak prozaicznej czynności los ukrył niemiłą niespodziankę.
Podobnie jak większość miłośników kryminałów uważam, że kiedyś były one lepsze. Miały sens, fabułę i potrafiły wciągnąć czytelnika w tworzącą się zagadkę. Przykładem takiego właśnie dobrego kryminału jest prezentowana książka. Wartka i ciekawa akcja, dość luźny styl prowadzenia narracji sprawiają, że jest to wspaniałe czytadło na długie jesienne wieczory. Dodatkowego smaczku dodają wstawki społeczne z tamtego okresu. Zestawienie Polski z czasów głębokiego PRL-u i kapitalistycznej Holandii to dla koneserów wspaniała przygoda. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz