Zwyczajny facet ma zwyczajne życie, zwyczajną rodzinę, zwyczajną pracę. Czy to jest materiał na nadzwyczajną książkę? Niestety, nie. To za mało, nawet na zwyczajną książkę. Przeczytałam kilka powieści Małgorzaty Kalicińskiej, ale żadna nie rozczarowała mnie tak bardzo.
Wiesiek, mężczyzna około pięćdziesiątki traci pracę. Do tej pory był stoczniowcem. Teraz musi odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. Na dodatek i życie domowe, który nigdy nie układało się gładko, komplikuje się jeszcze bardziej. W oczach Joanny, jego żony, jest nieudacznikiem, pierdołą, który nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi sprawami. Brak pracy potęguje jeszcze narastające konflikty. Wreszcie jeden ze znajomych Wieśka proponuje mu wyjazd do Finlandii, gdzie stocznie pracują pełną parą, a na polskich stoczniowców jest nieustanne i zarabia się zupełnie inne pieniądze niż u nas. Główny bohater podejmuje decyzję o wyjeździe. Liczy na to, iż oddalenie pozwoli ponownie odnaleźć się w małżeństwie. Stworzy nowe, dodatkowe więzi. Niestety, próba ta kończy się rozwodem. Trzeba od nowa układać sobie życie.
Wydaje mi się, że zgodnie z założeniami autorki, Wiesiek miał postacią pozytywną, która gotowa jest wiele poświęcić dla własnej rodziny. Joanna natomiast jest jego całkowitym przeciwieństwem. Niestety, pisarka przesadziła z nadmiarem cech pozytywnych u głównego bohatera. Jest on postacią całkowicie niestrawną, bezbarwną, pozbawioną jakiejkolwiek inicjatywy. Jego życie dzieje się gdzieś poza nim, a on biernie poddaje się. Nie dziwi więc, nawet przejaskrawione awanturnictwo Joanny. W każdej potrawie potrzeba trochę pieprzu. W małżeństwie też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz