środa, 29 sierpnia 2012

"Marzenia i tajemnice" Danuta Wałęsa

Któż z nas nie chciałby zajrzeć za kulisy wielkich wydarzeń politycznych? Podpatrzeć prywatne życie ludzi z pierwszych stron gazet? Kiedy więc trafia się taka okazja jak wspomnienia byłej prezydentowej, to sięgamy po nie mając nadzieję na uchylenie rąbka tajemnicy. I cóż. Zawód totalny i całkowity. Nie to, nie tak, nie teraz. To ogólne podsumowanie tych wspomnień.
Według mnie książka ta powinna mieć zupełnie inny tytuł np: stracone szanse. Autorka mogła wziąć udział w największych wydarzeniach powojennej Polski. Mogła, ale nie wzięła. Zawsze stała z boku, schowana za plecami męża, ukryta za parawanem z dzieci i współpracowników. Czytając książkę odnosiłam wrażenie, że autorka nigdy nie wykazała żadnej inicjatywy, nigdy nie zrobiła niczego samodzielnie. Wszystko robili za nią inni ludzie, organizowali, załatwiali, wozili i dbali. Najbardziej jednak przeraził mnie całkowity brak jakichkolwiek emocji, dobrych czy złych. Wydaje się, że pani Danuta żyje za szklaną szybą, której nic nie było i nie jest w stanie rozbić. Ani internowanie męża, ani jego wybór na prezydenta, ani poważny wypadek syna. Nie dziwi mnie więc, że w ostatecznym rozrachunku została całkiem sama, nawet bez tej rodziny, dla której teoretycznie poświęciła wszystko. Tylko czy poświęciła? Chyba nie. Po prostu nie chciała brać żadnego udziału w toczących się wydarzeniach. Zawsze wolała stać z boku, nic więc dziwnego, że teraz została odstawiona na boczny tor. Nie jestem i nie byłam fanką Lecha Wałęsy, ale rozumiem dlaczego zamienił żonę na komputer. Z tego ostatniego da się wycisnąć jakieś uczucia.
Wspomnienia te nie przypominają mi żadnej znanej autobiografii. Tak naprawdę są o niczym. Ważne wydarzenia zostały potraktowane marginalnie a sedno opowieści to gotowanie obiadu i zdobycie prosiaka na święta. Cóż, XIX -wieczne pamiętniki są zdecydowanie lepsze.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz