czwartek, 6 września 2012

"Pani Maria" Dioniza Wawrzykowska - Wierciochowa

Nigdy specjalnie nie interesowała mnie historia partii politycznych. Nie widziałam w niej ludzi, a tylko wielkie ( i najczęściej przegadane ) idee. Proletariat, międzynarodówkę komunistyczną i inne tego typu organizacje dość starannie wytarłam ze swej świadomości dwadzieścia lat temu. I nagle, zupełnie niespodziewanie, na bibliotecznej półce, wpadła mi w ręce książka p. Dionizy Wawrzykowskiej - Wierciochowej. Sięgnęłam po nią, gdyż myślałam, że jest to kolejna opowieść o Marii Curie - Skłodowskiej. A gdy po otwarciu pierwsze zdjęcia pokazały malownicze polskie dworki z łamanym dachem, jasne stało się, że muszą ją przeczytać. Świadomość, że jest to książka polityczna docierała do mnie powoli. Nie żałuję jednak, wszak każdą partię polityczną tworzą ludzie i ich historie.
Maria Jankowska - Mendelson urodziła się w 1850 r w zamożnej rodzinie ziemiańskiej. Wychowywana w luksusie i dobrobycie, nigdy nie miała kontaktu z prawdziwym życiem, które znała tylko z kart czytywanych książek.Po wejściu w świat szybko wychodzi za mąż.  Małżeństwo nie układa się zbyt dobrze. Maria nie umie odnaleźć się w nowym domu, który został zdominowany przez teściową i siostry męża. Szybko orientuje się, że ma stanowić tylko piękny dodatek, ale nie ma żadnego rzeczywistego wpływu na nurt życia rodzinnego. Z braku konkretnego zajęcia, poprzez wychowawcę swych synów, nawiązuje kontakt z socjalistami. Początkowo traktuje tę pracę jak przygodę, rozrywkę w codziennej monotonii. Jednak z biegiem czasu coraz głębiej wchodzi w zakonspirowany świat podziemnego proletariatu. Wkrótce władze orientują się, że Maria należy do organizacji socjalistycznej. Aby uniknąć aresztowania musi wyjechać za granicę. Tak rozpoczyna się polityczna działalność jednej z największych postaci organizacji socjalistycznej ówczesnego okresu.
Czytając tę książkę zastanawiałam się czy potrafiłabym tak jak Maria, podporządkować jakiejś idei całe swoje życie? Poświęcić dom, dzieci, stabilizację i skazać się na niepewny los tułaczy. Skazać się świadomie, zdając sobie sprawę z konsekwencji własnych wyborów. I tak niewiele otrzymując w zamian. Bo przecież Maria zmarła w całkowitym zapomnieniu. Bez rodziny, ale także bez tych współtowarzyszy, dla których zrobiła tak wiele. Ja bym tak nie mogła, nie potrafiła i nie chciała. A Wy?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz