Dotychczas twórczośc Marty Fox kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z literaturą młodzieżową, dlatego gdy w zaprzyjaźnionej bibliotece wpadła mi w ręce "Kobieta zaklęta w kamień" sięgnęłam po nią bez wahania, zachęcona opisem umieszczonym na okładce.
Emilia, główna bohaterka, jest pisarką. Taką prawdziwą, której ksiażki są wydawane i nawet czytane przez może nielicznych, ale czytelników. Spełniona zawodowo, spełnia się także w życiu prywatnym. Trójka udanych dzieci, kochający i długofalowy partner, pozwalają optymistycznie patrzec w przyszłośc. Jednak jak to zwykle w życiu bywa pojawiają się problemy. Małe plamki rozsiane tu i tam nie zwiastują nieszczęścia. Alergia, egzema, atopowe zapalenie skóry...., mnóstwo chorób dermatologicznych ma podobne objawy. Niestety, te najgorsze także. Sklerodermia, choroba powodująca twardnienie skóry, aż ciało zmieni się w przysłowiowy kamień. Choroba, "na którą szybko się nie umiera, ale długo się cierpi". Czas cierpienia jest potrzebny Emilii, by zastanowic się na własnym życiem, przewartościowac je całkowicie, odkryc, ze dawne winy należy wybaczyc i zapmniec. Zapomniec i nigdy nie wracac, nie rozpamiętywac, nie nosic w sobie urazy a życie poświęcic budowaniu szczerych i dobrych relacji.
Książka ta skłania do refleksji, do pochylenia się nad naszą codziennością, na którą najczęściej nie zwracamy uwagi. Życie przecieka nam między palcami, a my pozwalamy unosic się fali złych emocji. A przecież można inaczej, bo najważniejsze to życ w zgodzie, przede wszystkim ze sobą samym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz