Tytuł oryginału: "Hrdy Budźes".
Czasy rozkwitu komunizmu, dookoła wspólna własność produkcji, jedynie słuszna linia partyjna i Husak jako prezydent Czechosłowacji. W szkołach także nie jest lepiej. Nieustanne apele, pochody i akademie ku czci takiej lub owakiej. W tym wszystkim tkwi mała, ośmioletnia Helenka. Chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej, jest gruba i mało wysportowana więc koledzy jej nie akceptują. Dobrze się uczy, ale zważywszy na jej nieciekawe pochodzenie, nauczycielki nie pozwalają aby brała udział w jakichkolwiek uroczystych akademiach szkolnych. Przecież mogłaby przekazać podczas nich treści niewłaściwe z punktu widzenia ideologii socjalistycznej.
Także w domu Helence nie jest łatwiej. Nie zna swojego biologicznego ojca, ale bardzo lubi swojego ojczyma. Mama sprawia wrażenie osoby nieco chaotycznej i pełnej sprzeczności. Na dodatek oboje rodzice są aktorami, co od razu stawia ich poza klasą posiadającą władzę. Nie akceptują obowiązującego systemu, ale krytykują go tylko w czterech ścianach własnego domu w gronie zaufanych przyjaciół.
Na taki świat patrzymy oczami Helenki. Nie bardzo rozumie otaczającą ją rzeczywistość, komentuje wydarzenia w sposób bardzo naiwny, ale przez to zabawny. Wyciąga wnioski, które zaskakuja swoją świeżością i zupełnie odmiennym spojrzeniem ( "jestem gruba, ale mogłabym być także murzynem i wtedy już w ogóle nie dałoby się nic zrobić").
Książkę czyta się bardzo dobrze. Starsi czytelnicy niekoniecznie z łezką w oku wspominać będą dawne czasy. Młodsi, ze zdumieniem stwierdzą, że w wieku lat ośmiu można nie wiedzieć co znaczy słowo na k...... Czyli dla każdego coś dobrego.
poniedziałek, 28 lutego 2011
niedziela, 27 lutego 2011
"Historia mojego życia. Wspomnienia Warszawianki" Aleksandra z Tańskich Tarczewska
Czarodziejski wiek XIX, oddalony od nas o dwa stulecia, a ciągle tak bliski, niemalże namacalny. Bardzo lubię czytać pamiętniki z tego okresu. Odnajduję w nich ( mimo niespokojnych wydarzeń historycznych) spokój, refleksję nad przemijającym czasem, wspaniałe opisy życia towarzyskiego, które stanowiło główny punkt upływającego dnia. Teraz zastąpił je telewizor, komputer i internet. Żyjemy dziś w takim pędzie i pośpiechu, że nie mamy czasu ani chęci poznać najbliższych nam sąsiadów. Tych zza ściany.
Innym powodem, dla którego z zapałem czytam pamiętniki jest fakt, że w przeciwieństwie do ich autorów wiem jak zakończyły się niektóre wydarzenia historyczne, znam ich konsekwencje dla losów Polski i mogę zgodzić się z przypuszczeniami stawianymi w tekście lub powiedzieć w myśli autorowi, że jest w błędzie.
Aleksandra z Tańskich Tarczewska jest siostrą znanej pisarki Klementyny z Tańskich Hoffanowej. Sama także podejmowała pewne próby literackie, o czym wspomina w swym pamiętniku. Zapiski Aleksandry obejmują swym zakresem lata dziecinne ( skrótowo), młodzieńcze i krótki okres po zamążpójściu. Zaletą pamiętnika jest fakt, iż spisywany był on na bieżąco, przez co przepełniony jest on żywiołowością oraz pewną dozą naiwności. Autorka z rozbrajającą szczerością opisuje wszystkie kłopoty, które spadały na młodą pannę na wydaniu, począwszy od doboru odpowiedniego stroju balowego a skończywszy na umiejętności zrywania zaręczyn zgodnie z obowiązującą etykietą. Wprowadza nas także w tajniki pożycia małżeńskiego, Takich szczegółów nie znalazłam w żadnych innych wspomnieniach.
W pamiętniku Tarczewskiej odnajdujemy nie tylko szczegóły życia codziennego, ale także jesteśmy świadkami powstawania nowej warstwy społecznej tz: szlacheckiego mieszczaństwa. Przed naszymi oczami przesuwa się korowód rozmaitych postaci, gdyż dom pań Tańskich był często odwiedzany przez rozlicznych krewnych i przyjaciół. Młode Tańskie były zapraszane nawet na wielkie bale arystokratyczne, których opis także znajdziemy w pamiętniku. Całość okraszona dowcipnymi i ciętymi komentarzami stanowi wspaniałą lekturę dla miłośników gatunku.
Innym powodem, dla którego z zapałem czytam pamiętniki jest fakt, że w przeciwieństwie do ich autorów wiem jak zakończyły się niektóre wydarzenia historyczne, znam ich konsekwencje dla losów Polski i mogę zgodzić się z przypuszczeniami stawianymi w tekście lub powiedzieć w myśli autorowi, że jest w błędzie.
Aleksandra z Tańskich Tarczewska jest siostrą znanej pisarki Klementyny z Tańskich Hoffanowej. Sama także podejmowała pewne próby literackie, o czym wspomina w swym pamiętniku. Zapiski Aleksandry obejmują swym zakresem lata dziecinne ( skrótowo), młodzieńcze i krótki okres po zamążpójściu. Zaletą pamiętnika jest fakt, iż spisywany był on na bieżąco, przez co przepełniony jest on żywiołowością oraz pewną dozą naiwności. Autorka z rozbrajającą szczerością opisuje wszystkie kłopoty, które spadały na młodą pannę na wydaniu, począwszy od doboru odpowiedniego stroju balowego a skończywszy na umiejętności zrywania zaręczyn zgodnie z obowiązującą etykietą. Wprowadza nas także w tajniki pożycia małżeńskiego, Takich szczegółów nie znalazłam w żadnych innych wspomnieniach.
W pamiętniku Tarczewskiej odnajdujemy nie tylko szczegóły życia codziennego, ale także jesteśmy świadkami powstawania nowej warstwy społecznej tz: szlacheckiego mieszczaństwa. Przed naszymi oczami przesuwa się korowód rozmaitych postaci, gdyż dom pań Tańskich był często odwiedzany przez rozlicznych krewnych i przyjaciół. Młode Tańskie były zapraszane nawet na wielkie bale arystokratyczne, których opis także znajdziemy w pamiętniku. Całość okraszona dowcipnymi i ciętymi komentarzami stanowi wspaniałą lekturę dla miłośników gatunku.
"Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cudu" Rupert Isaacson
Tytuł oryginału: "The horse boy. A father`s miraculous journey to heal his son".
Z dużą dozą sceptycyzmu odniosłam się do opisu książki umieszczonego na jej okładce. Leczenie autyzmu w Mongolii? Gdy zawiodły wszystkie dostępne terapie Zachodniego Świata? Niewiarygodne i niemożliwe ! Postanowiłam jednak przeczytać tę opowieść, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to wielka fikcja.
Z każdą przeczytaną stroną wciągałam się coraz bardziej w historię Rowana. razem z jego rodzicami odkrywałam świat dziecka autystycznego. Świat barwny i bogaty, ale głęboko ukryty we wnętrzu. Świat, z którego niewiele wydostaje się do otaczającej rzeczywistości, a jeśli już coś przenika są to najczęściej ataki krzyku i agresji. Od momentu zdiagnozowania autyzmu cała uwaga rodziców skupiona jest na dziecku, całe życie podporządkowane staraniom mającym pomóc Rowanowi wrócić do "naszego" świata. Wszystko jednak zawodzi. Po chwilowej poprawie autyzm pogłębia się. Rodzice muszą patrzeć jak ich dziecko coraz bardziej zamyka się w sobie, jak odchodzi do miejsca, do którego oni nie mogą za nim pójść. Jak zwykle w życiu pomaga przypadek. Ojciec, treser koni odkrywa, że Rowan nawiązuje specyficzną więź ze zwierzętami, szczególnie z końmi. To na końskim grzbiecie zanika autystyczny bełkot a pojawiają się pierwsze wyraźne i nie będące echolalią słowa. Szukając pomocy w internecie Rupert dowiaduje się o uzdrawiającej mocy mongolskich szamanów. Podejmuje więc szaloną ( nawet w jego ocenie) decyzję o wyprawie wraz z synem do Mongolii, krainy koni, aby tamtejsi szamani odprawili rytuały mogące uwolnić dziecko od dręczącej je choroby.
Razem z głównymi bohaterami przemierzamy bezkresne stepy mongolskie, zagłębiamy się w syberyjską tajgę, uczestniczymy w rytuałach szamańskich, których opis może przyprawić o skurcze żołądka ( "zupa łajnowa" - ugotowana na wnętrznościach renifera z dodatkiem jego ekskrementów), doznajemy cudu uzdrowienia.
Nie wiem czy Rowan został uzdrowiony przez mongolskich szamanów? Czy gdyby pozostał w Teksasie to także nastąpiłaby regresja w chorobie? Jak zwykle w takich przypadkach można tylko gdybać. Wiem, że są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Mój sceptycyzm zniknął.
Z dużą dozą sceptycyzmu odniosłam się do opisu książki umieszczonego na jej okładce. Leczenie autyzmu w Mongolii? Gdy zawiodły wszystkie dostępne terapie Zachodniego Świata? Niewiarygodne i niemożliwe ! Postanowiłam jednak przeczytać tę opowieść, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to wielka fikcja.
Z każdą przeczytaną stroną wciągałam się coraz bardziej w historię Rowana. razem z jego rodzicami odkrywałam świat dziecka autystycznego. Świat barwny i bogaty, ale głęboko ukryty we wnętrzu. Świat, z którego niewiele wydostaje się do otaczającej rzeczywistości, a jeśli już coś przenika są to najczęściej ataki krzyku i agresji. Od momentu zdiagnozowania autyzmu cała uwaga rodziców skupiona jest na dziecku, całe życie podporządkowane staraniom mającym pomóc Rowanowi wrócić do "naszego" świata. Wszystko jednak zawodzi. Po chwilowej poprawie autyzm pogłębia się. Rodzice muszą patrzeć jak ich dziecko coraz bardziej zamyka się w sobie, jak odchodzi do miejsca, do którego oni nie mogą za nim pójść. Jak zwykle w życiu pomaga przypadek. Ojciec, treser koni odkrywa, że Rowan nawiązuje specyficzną więź ze zwierzętami, szczególnie z końmi. To na końskim grzbiecie zanika autystyczny bełkot a pojawiają się pierwsze wyraźne i nie będące echolalią słowa. Szukając pomocy w internecie Rupert dowiaduje się o uzdrawiającej mocy mongolskich szamanów. Podejmuje więc szaloną ( nawet w jego ocenie) decyzję o wyprawie wraz z synem do Mongolii, krainy koni, aby tamtejsi szamani odprawili rytuały mogące uwolnić dziecko od dręczącej je choroby.
Razem z głównymi bohaterami przemierzamy bezkresne stepy mongolskie, zagłębiamy się w syberyjską tajgę, uczestniczymy w rytuałach szamańskich, których opis może przyprawić o skurcze żołądka ( "zupa łajnowa" - ugotowana na wnętrznościach renifera z dodatkiem jego ekskrementów), doznajemy cudu uzdrowienia.
Nie wiem czy Rowan został uzdrowiony przez mongolskich szamanów? Czy gdyby pozostał w Teksasie to także nastąpiłaby regresja w chorobie? Jak zwykle w takich przypadkach można tylko gdybać. Wiem, że są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Mój sceptycyzm zniknął.
środa, 23 lutego 2011
"Krew" Francisco Asensi
Tytuł oryginału: "Aima"
Od czasu publikacji "Kodu Leonarda da Vinci" rynek księgarski zalany jest powieściami napisanymi w podobnym stylu i klimacie. Zawsze jest jakaś tajemnica z przeszłości, najczęściej to Watykan występuje w roli konserwatywnego i zakłamanego strażnika ukrywającego przysłowiowego trupa, gdzieś w głębi Archiwów Watykańskich, zawsze także znajdzie się grupa jedynych sprawiedliwych, którzy ratują świat od totalnej katastrofy. Pisarze w różny sposób rogrywają akcje swych powieści wiodąc bohaterów po manowcach historii, zazwyczja jednak dominuje sztampa i nuda.
Od tej oceny bardzo dodatnio odbija się "Krew" Francisco Asensi. Zawikłana intryga splatająca w sobie wiele wątków, wśród których wyróżnić należy: kradzież relikwii św. Pantaleona, tajemnicze morderstwa popełnione za klasztorną furtą, Opus Dei i sposób jego działania, badania genetyczne doktora Mengele. Wszystko to nie pozwala czytelnikowi nudzić się. Nawet wiadomości ściśle historyczne podane zostały w taki sposób, że wydają się miłym dodatkiem do głównych wydarzeń.
Jedyne co razi to nieudolnie wplecione w akcję wątki seksualne. Oczywiste jest, że autor chciał w ten sposób podkreślić destrukcyjny sposób oddziaływania Opus Dei na młodego człowieka, ale nie pasują one do całości kompozycji książki.
Całość jednak czyta się przyjemnie i lekko, choć dotyczy całkiem poważnych tematów. Dobra lektura na długie zimowe wieczory.
Od czasu publikacji "Kodu Leonarda da Vinci" rynek księgarski zalany jest powieściami napisanymi w podobnym stylu i klimacie. Zawsze jest jakaś tajemnica z przeszłości, najczęściej to Watykan występuje w roli konserwatywnego i zakłamanego strażnika ukrywającego przysłowiowego trupa, gdzieś w głębi Archiwów Watykańskich, zawsze także znajdzie się grupa jedynych sprawiedliwych, którzy ratują świat od totalnej katastrofy. Pisarze w różny sposób rogrywają akcje swych powieści wiodąc bohaterów po manowcach historii, zazwyczja jednak dominuje sztampa i nuda.
Od tej oceny bardzo dodatnio odbija się "Krew" Francisco Asensi. Zawikłana intryga splatająca w sobie wiele wątków, wśród których wyróżnić należy: kradzież relikwii św. Pantaleona, tajemnicze morderstwa popełnione za klasztorną furtą, Opus Dei i sposób jego działania, badania genetyczne doktora Mengele. Wszystko to nie pozwala czytelnikowi nudzić się. Nawet wiadomości ściśle historyczne podane zostały w taki sposób, że wydają się miłym dodatkiem do głównych wydarzeń.
Jedyne co razi to nieudolnie wplecione w akcję wątki seksualne. Oczywiste jest, że autor chciał w ten sposób podkreślić destrukcyjny sposób oddziaływania Opus Dei na młodego człowieka, ale nie pasują one do całości kompozycji książki.
Całość jednak czyta się przyjemnie i lekko, choć dotyczy całkiem poważnych tematów. Dobra lektura na długie zimowe wieczory.
wtorek, 22 lutego 2011
"Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych." Anna Kamińska
Już od jakiegoś czasu lubię czytać pamiętniki, wspomnienia i dokumenty. Po książkę Anny Kamińskiej sięgnęłam zachęcona jej publikacjami w "Wysokich Obcasach". I nie zawiodłam się.
"Odnalezieni" to opowieść o dzieciach, które wychowane w rodzinie adopcyjnej postanawiają odnależź swoją rodzinę biologiczną. Są w różnym wieku, różnej płci, wychowywali się w różnych rodzinach adopcyjnych, różnie ułożyło się im życie, ale zawsze uważali, że nie są kompletni, że jest gdzieś jakaś brakująca cząstka ich tożsamości. Niektórzy z nich wiedzieli, że są przysposobieni, dla innych ta wiadomość była szokiem, ale każdy z nich, gdy opadną pierwsze emocje, chce odnaleźć swoich krewnych. Odnajdują różne rodziny, lepsze lub gorsze, najczęściej jednak nie spełniaja one wyobrażeń poszukujących, ale są. Wreszcie pojawiają się osoby, które widziały bohaterów wywiadów noworodkami, wiedzą jak wyglądała babcia i cioteczny brat. Kilkorgu udało się nawet nawiązać prawdziwą więź emocjonalną z odnalezionym rodzeństwem. Przede wszystkim jednak każdy z poszukujących odnalazł siebie, scalił się w jedną, kompletną całość.
Książka napisana jest w sposób bardzo statyczny. Nawet o najgłębszych emocjach bohaterowie wypowiadają się jakby ich nie odczuwali. Autorka nie komentuje opowiadanych historii, prostymi pytaniami podkreśla zawart w nich dramatyzm. Opowieści zapadają głęboko w pamięć. Książka wciąga i trudno się od niej oderwać Po przeczytaniu ma się ochotę pobiec do rodziców i powiedzieć: "dziękuję za wszystko".
"Odnalezieni" to opowieść o dzieciach, które wychowane w rodzinie adopcyjnej postanawiają odnależź swoją rodzinę biologiczną. Są w różnym wieku, różnej płci, wychowywali się w różnych rodzinach adopcyjnych, różnie ułożyło się im życie, ale zawsze uważali, że nie są kompletni, że jest gdzieś jakaś brakująca cząstka ich tożsamości. Niektórzy z nich wiedzieli, że są przysposobieni, dla innych ta wiadomość była szokiem, ale każdy z nich, gdy opadną pierwsze emocje, chce odnaleźć swoich krewnych. Odnajdują różne rodziny, lepsze lub gorsze, najczęściej jednak nie spełniaja one wyobrażeń poszukujących, ale są. Wreszcie pojawiają się osoby, które widziały bohaterów wywiadów noworodkami, wiedzą jak wyglądała babcia i cioteczny brat. Kilkorgu udało się nawet nawiązać prawdziwą więź emocjonalną z odnalezionym rodzeństwem. Przede wszystkim jednak każdy z poszukujących odnalazł siebie, scalił się w jedną, kompletną całość.
Książka napisana jest w sposób bardzo statyczny. Nawet o najgłębszych emocjach bohaterowie wypowiadają się jakby ich nie odczuwali. Autorka nie komentuje opowiadanych historii, prostymi pytaniami podkreśla zawart w nich dramatyzm. Opowieści zapadają głęboko w pamięć. Książka wciąga i trudno się od niej oderwać Po przeczytaniu ma się ochotę pobiec do rodziców i powiedzieć: "dziękuję za wszystko".
piątek, 18 lutego 2011
"Trzeci poziom" Urlich Hefner
Tytuł oryginału: "Die dritte ebene"
Książka mocno reklamowana jako napisany z rozmachem europejski thriller katastroficzny, z Europą ma niewiele wspólnego. Właściwie, w treści książki, o ile dobrze pamiętam, nie ma nawet słowa o naszym kontynencie. Może pracownikom działu sprzedaży wydawnictwa Albatros wydawało się, że skoro autorem jest Niemiec, nie mógł on pisać o innej części globu. Pomyłka, Urlich Hefner umieścił akcję swojej powieści w Ameryce Północnej i nie tylko, ale wszystko daleko od Europy. No cóż, te zasady marketingu......
"Trzeci poziom" porusza bardzo aktualne tematy zanieczyszczeń środowiska naturalnego i problemów jakie z tego wyniknęły. Przyroda buntuje się przeciwko ludziom, którzy bezwzględnie ją wykorzystują nie dając nic w zamian. Gatunek homo sapiens już dawno zapomniał, że powinien współegzystować z naturą a nie tylko czerpać z jej zasobów. Doprowadzona do ostateczności postanawia pozbyć się ekspolatatorów wszelkimi dostępnymi środkami ( takie odnosi się wrażenie). Nagle zaczyna wariować pogoda. Pojawiają się huragany o niespotykanej dotąd sile. Wszystko co stoi na ich drodze znika z powierzchni ziemi, liczbę ofiar liczy się w milionach. Wydaje się, że tym razem natura dokona zasłużonego odwetu, tylko czy to na pewno ona.........?
Jak zawsze okazuje się, że za wszystkim co złe stoi człowiek, jak zawsze okazuje sie także, że są nie tylko źli ludzie, ale jest spora grupka tych dobrych, gotowych na poświęcenie własnego życia w obronie innych istnień.
Książkę czyta się bardzo dobrze mimo bardzo rozbudowanej fabuły. Postaci bahaterów sa mocno zarysowane i potrafią wzbudzić emocje. Szkoda tylko, że zakończenie jest tak naiwne i przewidywalne.
Książka mocno reklamowana jako napisany z rozmachem europejski thriller katastroficzny, z Europą ma niewiele wspólnego. Właściwie, w treści książki, o ile dobrze pamiętam, nie ma nawet słowa o naszym kontynencie. Może pracownikom działu sprzedaży wydawnictwa Albatros wydawało się, że skoro autorem jest Niemiec, nie mógł on pisać o innej części globu. Pomyłka, Urlich Hefner umieścił akcję swojej powieści w Ameryce Północnej i nie tylko, ale wszystko daleko od Europy. No cóż, te zasady marketingu......
"Trzeci poziom" porusza bardzo aktualne tematy zanieczyszczeń środowiska naturalnego i problemów jakie z tego wyniknęły. Przyroda buntuje się przeciwko ludziom, którzy bezwzględnie ją wykorzystują nie dając nic w zamian. Gatunek homo sapiens już dawno zapomniał, że powinien współegzystować z naturą a nie tylko czerpać z jej zasobów. Doprowadzona do ostateczności postanawia pozbyć się ekspolatatorów wszelkimi dostępnymi środkami ( takie odnosi się wrażenie). Nagle zaczyna wariować pogoda. Pojawiają się huragany o niespotykanej dotąd sile. Wszystko co stoi na ich drodze znika z powierzchni ziemi, liczbę ofiar liczy się w milionach. Wydaje się, że tym razem natura dokona zasłużonego odwetu, tylko czy to na pewno ona.........?
Jak zawsze okazuje się, że za wszystkim co złe stoi człowiek, jak zawsze okazuje sie także, że są nie tylko źli ludzie, ale jest spora grupka tych dobrych, gotowych na poświęcenie własnego życia w obronie innych istnień.
Książkę czyta się bardzo dobrze mimo bardzo rozbudowanej fabuły. Postaci bahaterów sa mocno zarysowane i potrafią wzbudzić emocje. Szkoda tylko, że zakończenie jest tak naiwne i przewidywalne.
środa, 16 lutego 2011
"Tajemnicze historie" Brian Haughton
Tytuł oryginału: "History`s mysteries"
Czy wiecie, która piramida jest najstarsza? Gdzie była położona wieża Babel? Do czego służył Kamień Przeznaczenia? Skąd Dan Brown zaczerpnął historię stanowiącą kanwę "Kodu Leonarda da Vinci"? Wszystkie te zagadki stara się przybliżyć w swojej najnowszej książce Brian Haughton. Przybliżyć a nie wyjaśnić, gdyż autor nie pokusił się o głębsze hipotezy. Zresztą, jak sam podaje na okładce książki, ma to być encyklopedia tajemnic historii. A encyklopedia z samej swej natury nie zawiera pogłębionych opisów a jedynie sygnalizuje i odsyła po pełne informacje do innych źródeł. Książka ta może stać się zaczynkiem poszukiwań w innych źródłach.
Haughton podzielił całość publikacji na trzy części: tajemnicze miejsca, niezwykłe artfakty, zagadkowe postacie. W każdej historii przedstawiony jest kontekst historyczny, sposób prowadzenia badań odkrywczo -archeologicznych, legendy związane z opisywanym wydarzeniem i hipotezy jakie stawiane są przez świat naukowy. W niektórych opowiadaniach odnajdziemy także osobiste przypuszczenia autora ( jest przecież archeologiem i świat zasypany piaskiem czasu jest mu bliski) i próby wyjaśnień meandrów historii.
Książkę czyta się bardzo dobrze, nie przytłacza czytelnika zawiłymi szczegółami historycznymi, w prosty sposób opowiada o powikłanych losach ludzi, miejsc i przedmiotów. Osobiście chciałabym, by autor pokusił się o napisanie jednej, ale pełnej historii tajemniczej historii.
Czy wiecie, która piramida jest najstarsza? Gdzie była położona wieża Babel? Do czego służył Kamień Przeznaczenia? Skąd Dan Brown zaczerpnął historię stanowiącą kanwę "Kodu Leonarda da Vinci"? Wszystkie te zagadki stara się przybliżyć w swojej najnowszej książce Brian Haughton. Przybliżyć a nie wyjaśnić, gdyż autor nie pokusił się o głębsze hipotezy. Zresztą, jak sam podaje na okładce książki, ma to być encyklopedia tajemnic historii. A encyklopedia z samej swej natury nie zawiera pogłębionych opisów a jedynie sygnalizuje i odsyła po pełne informacje do innych źródeł. Książka ta może stać się zaczynkiem poszukiwań w innych źródłach.
Haughton podzielił całość publikacji na trzy części: tajemnicze miejsca, niezwykłe artfakty, zagadkowe postacie. W każdej historii przedstawiony jest kontekst historyczny, sposób prowadzenia badań odkrywczo -archeologicznych, legendy związane z opisywanym wydarzeniem i hipotezy jakie stawiane są przez świat naukowy. W niektórych opowiadaniach odnajdziemy także osobiste przypuszczenia autora ( jest przecież archeologiem i świat zasypany piaskiem czasu jest mu bliski) i próby wyjaśnień meandrów historii.
Książkę czyta się bardzo dobrze, nie przytłacza czytelnika zawiłymi szczegółami historycznymi, w prosty sposób opowiada o powikłanych losach ludzi, miejsc i przedmiotów. Osobiście chciałabym, by autor pokusił się o napisanie jednej, ale pełnej historii tajemniczej historii.
piątek, 11 lutego 2011
"Niewidzialne miasto" M.G. Harris
Tytuł oryginału: "The Joshua Files: Invisible City"
Sięgnęłam po tę młodzieżową lekturę zainteresowana opisem. Zawsze lubiłam czytać o archeologicznych przygodach, odkrywaniu sekretów zapomnianych cywilizacji, starych kulturach. Oczywiście, liczyłam się z tym, że nie będzie to dzieło najwyższych lotów, ale miało mi zapewnić kilka godzin rozrywki. Przeliczyłam się i to bardzo. Jeżeli w chwili obecnej tak wygląda cała literatura młodzieżowa, to bardzo się cieszę, że nie zaliczam się już do tego grona, przynajmniej mam co czytać.
Trzynastoletni Josha wraz ze swoimi niewiele starszymi przyjaciółmi próbuje odkryć kto i dlaczego zamordował jego ojca w głębi meksykańskiej dżunglii. Przedsiębiorczy nastolatkowie wyruszają śladem taty i zaginionego kodeksu. Razem lub osobno przeżywają rozmaite przygody, aż wreszcie Josh trafia do ukrytego pod starymi ruinami, nowoczesnego i tętniącego życiem miasta Majów. Tak, tak, Majów, bo Majowie istnieją nadal, a Josh jest ich potomkiem a równocześnie strażnikiem kodeksu i tylko on może go odnaleźć i dotknąć. Zaginiony kodeks to bowiem tak sprytna książka, która pluje trującymi gazami na każdego, kto nie jest jej opiekunem. Po wielu perypetiach Joshowi udaje się przejść szczęśliwie przez wszystkie przeciwności i przywrócić Majom ich zaginione dziedzictwo.
Koszmar !!! Książka nie ma żadnej wartości merytorycznej, oparta jest całkowicie na pomysłach autorki i nawet w minimalnym stopniu nie przybliża czytelnikowi kultury Majów. Moja rada, omijać z daleka !
Sięgnęłam po tę młodzieżową lekturę zainteresowana opisem. Zawsze lubiłam czytać o archeologicznych przygodach, odkrywaniu sekretów zapomnianych cywilizacji, starych kulturach. Oczywiście, liczyłam się z tym, że nie będzie to dzieło najwyższych lotów, ale miało mi zapewnić kilka godzin rozrywki. Przeliczyłam się i to bardzo. Jeżeli w chwili obecnej tak wygląda cała literatura młodzieżowa, to bardzo się cieszę, że nie zaliczam się już do tego grona, przynajmniej mam co czytać.
Trzynastoletni Josha wraz ze swoimi niewiele starszymi przyjaciółmi próbuje odkryć kto i dlaczego zamordował jego ojca w głębi meksykańskiej dżunglii. Przedsiębiorczy nastolatkowie wyruszają śladem taty i zaginionego kodeksu. Razem lub osobno przeżywają rozmaite przygody, aż wreszcie Josh trafia do ukrytego pod starymi ruinami, nowoczesnego i tętniącego życiem miasta Majów. Tak, tak, Majów, bo Majowie istnieją nadal, a Josh jest ich potomkiem a równocześnie strażnikiem kodeksu i tylko on może go odnaleźć i dotknąć. Zaginiony kodeks to bowiem tak sprytna książka, która pluje trującymi gazami na każdego, kto nie jest jej opiekunem. Po wielu perypetiach Joshowi udaje się przejść szczęśliwie przez wszystkie przeciwności i przywrócić Majom ich zaginione dziedzictwo.
Koszmar !!! Książka nie ma żadnej wartości merytorycznej, oparta jest całkowicie na pomysłach autorki i nawet w minimalnym stopniu nie przybliża czytelnikowi kultury Majów. Moja rada, omijać z daleka !
środa, 9 lutego 2011
"Wirus Judasza" James Rollins
Tytuł orygianłu: "The Judas strain"
"Wirus Judasza" to kolejna część przygód Sigmy, tajnej komórki pracującej dla rządu Stanów Zjednoczonych oraz jej agentów.
Akcja książki osnuta jest wokół autentycznego wydarzenia historycznego. Tym razem Rollins wybrał jako bohatera głównego, sławnego podróżnika, Marco Polo. Odkrywca ten, wyruszając w drogę powrotną do Wenecji w 1271 r. dysponował czternastoma okrętami obsadzonymi sześciuset osobową załogą. Do portu docelowego dotarły jednak tylko dwa statki z niewielką garstką marynarzy. Co się stało z pozostałą załogą i okrętami? Gdzie naprawdę spoczywa ciało Marco Polo, które zniknęło z miejsca pierwotnego pochówku? W jaki sposób odkrycia dokonane w drodze powrotnej kilkawieków temu wpłyną na nasze czasy?
Czasy współczesne opisują katastrofę ekologiczną do jakiej doszło wokół Wysp Bożego Narodzenia. Dobre i pożyteczne bakterie zainfekowane tytułowym wirusem Judasza zmieniają swą strukturę i stają się szczepami groźnymi dla wszystkich żyjących organizmów. Światu grozi więc całkowita zagłada, ale dzielni agenci Sigmy wraz z płatną morderczynią, pracującą dla Gildii są na miejscu.
Lubię czytać książki Rollinsa, ponieważ podoba mi się, jak autor buduję fabułę utworu wokół małoznaczącego wydarzenia historycznego. Jednak jeszcze większą frajdę sprawia mi oddzielanie prawdy historycznej od wytworów fantazji autora. Spędzam godziny w internecie weryfikując opisywane wydarzenia. Mogę Was uprzedzić, że choć w końcowej części książki autor sam wyjaśnia co jest prawdą a co fikcją nie należy wierzyć mu do końca.
"Wirus Judasza" to kolejna część przygód Sigmy, tajnej komórki pracującej dla rządu Stanów Zjednoczonych oraz jej agentów.
Akcja książki osnuta jest wokół autentycznego wydarzenia historycznego. Tym razem Rollins wybrał jako bohatera głównego, sławnego podróżnika, Marco Polo. Odkrywca ten, wyruszając w drogę powrotną do Wenecji w 1271 r. dysponował czternastoma okrętami obsadzonymi sześciuset osobową załogą. Do portu docelowego dotarły jednak tylko dwa statki z niewielką garstką marynarzy. Co się stało z pozostałą załogą i okrętami? Gdzie naprawdę spoczywa ciało Marco Polo, które zniknęło z miejsca pierwotnego pochówku? W jaki sposób odkrycia dokonane w drodze powrotnej kilkawieków temu wpłyną na nasze czasy?
Czasy współczesne opisują katastrofę ekologiczną do jakiej doszło wokół Wysp Bożego Narodzenia. Dobre i pożyteczne bakterie zainfekowane tytułowym wirusem Judasza zmieniają swą strukturę i stają się szczepami groźnymi dla wszystkich żyjących organizmów. Światu grozi więc całkowita zagłada, ale dzielni agenci Sigmy wraz z płatną morderczynią, pracującą dla Gildii są na miejscu.
Lubię czytać książki Rollinsa, ponieważ podoba mi się, jak autor buduję fabułę utworu wokół małoznaczącego wydarzenia historycznego. Jednak jeszcze większą frajdę sprawia mi oddzielanie prawdy historycznej od wytworów fantazji autora. Spędzam godziny w internecie weryfikując opisywane wydarzenia. Mogę Was uprzedzić, że choć w końcowej części książki autor sam wyjaśnia co jest prawdą a co fikcją nie należy wierzyć mu do końca.
niedziela, 6 lutego 2011
"Błękitna dama" Javier Sierra
Tytuł oryginału: "La dama azul"
Książka zaczyna się wspaniale: tajny projekt szpiegowski realizowany wspólnie przez Watykan i jedną z agencji rządowych Stanów Zjednoczonych, chronowizja czyli oddziaływanie dźwiękiem na podświadomość człowieka, podróże astralne, tajemnicza kobieta w czerwonych mokasynach pojawiająca się w różnych zakątkach globu, hiszpański dziennikarz, którego do nieznanego mu celu wiodą znaki i sygnały - to czasy wspólczesne. W książce znajdują się także wątki historyczne - tajemnicza klaryska objawiająca się nagle w szesnastowiecznym Nowym Meksyku i ułatwiająca chrystianizację tych terenów oraz tytułowa Błękitna Dama.
Wszystko to brzmi wspaniale, ale rozczarowuje zakończenie ( przynajmniej mnie). Autorowi najwidoczniej zabrakło pomysłu na finał, sięgnął więc po zakończenie mistyczne. Anioły, to one mają stać za głównymi wydarzeniami opisanymi w książce. Pewna linia anielska została skoligacona z linią człowieczą. W wyniku tej krzyżówki powstały istoty obdarzone zdolnościami paranormalnymi np; bilokacją. Kościól katolicki przez lata wykorzystuje ich zdolności do własnych celów. Nadchodzi jednak czas, kiedy anioły postanawiają ujawnić, kto tak naprawdę stoi za objawieniami maryjnymi oraz jak były one przeprowadzane. Wykradają tajny dziennik, w którym zapisana jest formuła bilokacji i mają zamiar go opublikować. Wszystko to może grozić upadkiem Kościoła katolickiego.
Całość czyta się nienajgorzej, choć zawikłana i mało wyjaśniająca końcówka zdecydowanie obniża wartość książki, bo kto uwierzy, że kardynał Dziwisz także jest aniołem?
Książka zaczyna się wspaniale: tajny projekt szpiegowski realizowany wspólnie przez Watykan i jedną z agencji rządowych Stanów Zjednoczonych, chronowizja czyli oddziaływanie dźwiękiem na podświadomość człowieka, podróże astralne, tajemnicza kobieta w czerwonych mokasynach pojawiająca się w różnych zakątkach globu, hiszpański dziennikarz, którego do nieznanego mu celu wiodą znaki i sygnały - to czasy wspólczesne. W książce znajdują się także wątki historyczne - tajemnicza klaryska objawiająca się nagle w szesnastowiecznym Nowym Meksyku i ułatwiająca chrystianizację tych terenów oraz tytułowa Błękitna Dama.
Wszystko to brzmi wspaniale, ale rozczarowuje zakończenie ( przynajmniej mnie). Autorowi najwidoczniej zabrakło pomysłu na finał, sięgnął więc po zakończenie mistyczne. Anioły, to one mają stać za głównymi wydarzeniami opisanymi w książce. Pewna linia anielska została skoligacona z linią człowieczą. W wyniku tej krzyżówki powstały istoty obdarzone zdolnościami paranormalnymi np; bilokacją. Kościól katolicki przez lata wykorzystuje ich zdolności do własnych celów. Nadchodzi jednak czas, kiedy anioły postanawiają ujawnić, kto tak naprawdę stoi za objawieniami maryjnymi oraz jak były one przeprowadzane. Wykradają tajny dziennik, w którym zapisana jest formuła bilokacji i mają zamiar go opublikować. Wszystko to może grozić upadkiem Kościoła katolickiego.
Całość czyta się nienajgorzej, choć zawikłana i mało wyjaśniająca końcówka zdecydowanie obniża wartość książki, bo kto uwierzy, że kardynał Dziwisz także jest aniołem?
Subskrybuj:
Posty (Atom)