Wracamy do Gródka. Witają nas starzy znajomi: pogodzona rada parafialna,organista z rodziną, kawalerka pełna pomysłów, szalona siostra proboszcza i sam proboszcz, Rafał Nowina. Pozornie nic się nie zmieniło, trwają przygotowania do pielgrzymki Ojca Świętego, zły urodzaj spowodowany deszczowym latem przysparza ludziom wielu trosk. Jednak tętni życie podskórne.Jest to przecież okres silnego rozwoju Polski podziemnej. Nawet w Gródku spotykamy opozycjonistów. A i w szeregach kapłańskich także dużo się dzieje. Chętnych do przejęcia spuścizny biskupa Jakuba jest wielu. Zawiązują się różne frakcje popierające swych kandydatów, tworzą się układy i układziki. Jak w tym wszystkim odnajdzie się ubogi ksiądz z dalekiej parafii? Czy przetrwa na swym stanowisku?
Wszystkie te animozje wygasaja gdy wybuch stan wojenny. Ludzie jednoczą się wiedząc, że tylko razem przetrwają najgorszy czas. A ponieważ wprowadzono zakaz zgromadzeń więc zbieraja się w jedynym dozowlonym miejscu, w kościele. Jeśli jeszcze dodać do tego różne perypetie rodzinno - społeczne, które spadają na księdza Rafała uzyskamy całkiem niezłe czytadło.
Jedyne co mogę zarzucić tej książce to fakt, że nadal jest w niej zbyt mało emocji. Nawet w momentach, w których uczucia powinny eksplodować, ksiądz Rafał jest tak poprawny, że aż sztuczny. Żadnych dylematów, rozterek, zawsze wie co jest dobre a co złe. Zbyt czarno-biały jest to świat a przez to wydaje się zupełnie nierealny. Czyta sie jednak dobrze.
środa, 30 marca 2011
piątek, 25 marca 2011
"Wagon Rosja" Natalia Kluczariowa
Nikita, niepoprawny romantyk ze skłonnościami do częstych omdleń, wyrusza w metaforyczną podróż. Do jego wagonu wsiadają różni ludzi obarczeni różnymi historiami. Każda z nich w przedziwny sposób zostaje w nim, wypełnia go, wiodąc ku przeznaczeniu. Poznajemy historię nauczyciela geografii, który po powrocie do rodzinnego miasteczka usiłuje walczyc z rozprzestrzeniającą się ze szpitala gruźliczego epidemią tuberkulozy, a którego wszyscy, nawet jego najbliższa rodzina traktują jak wariata. Inna opowiedziana historia to dzieje Czeczenki, Taisy Josifowny, siedemdziesięcioletniej uciekinierki z Groznego, która mimo podeszłego wieku, sprząta piętnastopiętrowy budynek, zarabiając w ten sposób na życie, śpiąc w pokoju recepcjonistek.
Każda z tych opowieści to osobna historia człowieczego życia, wszystkie razem składają się na wielką, nieopowiedzianą historię Rosji. Czy po przeczytaniu wszystkich będziemy wiedziec więcej o naszym sąsiedzie? Nie sądzę. Utrwalimy się tylko w przekonaniu o szalonym, nieopisanym, niemożliwym do opanowania rosyjskim duchu.
"Wagon Rosja" to książka o ogromnych możliwościach człowieka i o jego, jakże ludzkiej, niemocy. Słaby Nikita odnajduje siłę, nie tyle w sobie, co w staruszkach wędrujących do Moskwy. Wie, że oni nie dojdą, ale on może dojśc, donieśc ich historię. Rzucic prezydentowi w twarz ich frustracje, niewypowiedziany żal, dawno już pożegnane marzenia. Stąd już tylko krok do starcia: kwiaty kontra karabiny. Kto wygra? Jak potoczą się losy zwykłych ludzi? Dokąd zmierza wagon Rosja?
Każda z tych opowieści to osobna historia człowieczego życia, wszystkie razem składają się na wielką, nieopowiedzianą historię Rosji. Czy po przeczytaniu wszystkich będziemy wiedziec więcej o naszym sąsiedzie? Nie sądzę. Utrwalimy się tylko w przekonaniu o szalonym, nieopisanym, niemożliwym do opanowania rosyjskim duchu.
"Wagon Rosja" to książka o ogromnych możliwościach człowieka i o jego, jakże ludzkiej, niemocy. Słaby Nikita odnajduje siłę, nie tyle w sobie, co w staruszkach wędrujących do Moskwy. Wie, że oni nie dojdą, ale on może dojśc, donieśc ich historię. Rzucic prezydentowi w twarz ich frustracje, niewypowiedziany żal, dawno już pożegnane marzenia. Stąd już tylko krok do starcia: kwiaty kontra karabiny. Kto wygra? Jak potoczą się losy zwykłych ludzi? Dokąd zmierza wagon Rosja?
środa, 23 marca 2011
"Dziennik pisany później" Andrzej Stasiuk
Sięgając po najnowszą książkę Andrzeja Stasiuka wiedziałam, że przede mną kilka trudnych ale wspaniałych godzin lektury. Już na pierwszych stronach odnalazłam klimat "Jadąc do Babadag" i "Fado". Te same okolice, ci sami ludzie. Znów podążamy wraz z autorem przez bezdroża Albanii, Macedonii, Serbii czy Bośni. Spotykamy zmęczonych ludzi, którym nic się nie chce, młodzież obwieszoną złotem w wybajerowanych brykach. Wszechogarniającą nudę, biedę i ......wojnę. Wojnę, której już nie ma, ale którą można odnaleźć w każdym zakątku Bałkanów. Odwiedzamy nowe-stare cmentarze, pełne białych mogił, które nie pokryły się jeszcze patyną, wśród zgliszczy i ruin czujemy zapach siarki po odległych, ale ciągle bliskich działaniach wojennych.
Piękny, prawie poetycki obraz Bałkanów jest jednak tylko wstępem do dalszych rozważań. Niespodziewanie znajdujemy się na polskim gruncie i w naszym polskim piekiełku. Licheń ze swą złocistością, ogromem ( w końcu został wybudowany na miarę naszej manii wielkości ), odpustowymi straganami z badziewnymi pamiątkami, wśród których dominuje chiński plastik. Rodziny zwiedzające przepiękne pałace tylko po to aby pstryknąć kolejne zdjęcie do umieszczenia na "Naszej Klasie". Nigdy nie zastanawiający się nad sensem istnienia, bycia człowiekiem. To nasza polska rzeczywistośc. Nasz kod genetyczny przekazywany przez pokolenia, choc może jest to raczej jakaś swoista aberracja chromosomowa, bo tacy kiedyś nie byliśmy.
Książkę czyta się wspaniale, cho rozliczenie z naszą polskością jest jak zawsze bolesne. Warto jednak zmierzyć się z naszymi narodowymi przywarami. Może, może uda się cos ocalić lub odbudować.
Piękny, prawie poetycki obraz Bałkanów jest jednak tylko wstępem do dalszych rozważań. Niespodziewanie znajdujemy się na polskim gruncie i w naszym polskim piekiełku. Licheń ze swą złocistością, ogromem ( w końcu został wybudowany na miarę naszej manii wielkości ), odpustowymi straganami z badziewnymi pamiątkami, wśród których dominuje chiński plastik. Rodziny zwiedzające przepiękne pałace tylko po to aby pstryknąć kolejne zdjęcie do umieszczenia na "Naszej Klasie". Nigdy nie zastanawiający się nad sensem istnienia, bycia człowiekiem. To nasza polska rzeczywistośc. Nasz kod genetyczny przekazywany przez pokolenia, choc może jest to raczej jakaś swoista aberracja chromosomowa, bo tacy kiedyś nie byliśmy.
Książkę czyta się wspaniale, cho rozliczenie z naszą polskością jest jak zawsze bolesne. Warto jednak zmierzyć się z naszymi narodowymi przywarami. Może, może uda się cos ocalić lub odbudować.
poniedziałek, 21 marca 2011
"Czas na działkę. Dwóch facetów, jedna szopa, zero pojęcia..." Robin Shelton
Tytuł oryginału: "Allotted time. Two blokes, one shed, no idea"
Przeżywasz właśnie najtrudniejszy okres swojego życia? Nie masz już rodziny, jeszcze nie zarobiłeś dużych pieniędzy, żyjesz od zasiłku do zasiłku. Uważasz, że nie spotka Cię już nic pozytywnego? Oczywiście, że spotka. wystarczy tylko zacząć uprawiać działkę. Ogrodnictwo wciąga i całkowicie wypełnia czas. Praca na działce toczy się przez cały rok. Ani chwili spokoju, ale tego właśnie potrzebuje główny bohater tej książki. Nieustannego zajęcia a co za tym idzie odwiecznego rytmu jaki narzuca proces uprawy ziemi. Bo czy może być coś wspanialszego niż osobiście wyhodowane pomidory, marchewki i groch. A społeczność działkowiczów? To coś w rodzaju klanu popierającego się we wszystkich działaniach i mającego duża dozę cierpliwości dla nowicjuszy, ale równocześnie pilnie strzegącego swoich tajemnic hodowlanych. Mogę się podzielić z Tobą swoją brukselką, ale nigdy nie powiem Ci w jaki sposób uzyskałem takie okazy. To naczelna zasada działkowca.
Główny bohater wraz ze swoim przyjacielem w piwnym widzie postanawia uprawiać działkę. Niby łatwe, należy wykopać w ziemi parę dziurek, wsadzić do nich nasionka lub cebulki i czekać aż wyrośnie z nich cokolwiek, bo zgodnie z teorią mamy Robina, warzywa same rosną. Niestety, jak to zwykle bywa rzeczywistość okazuje się o wiele bardziej skomplikowana. Przygotowane rozsady więdną, chwasty rosną w zastraszającym tempie, a świeżo postawiona szopa chwieje się w swych posadach. Najważniejsze jednak, że groch rośnie wspaniale.
Zabawna w założeniu historia tak naprawdę jest gorzkim wspomnieniem o wychodzeniu z kryzysu życiowego, odnajdywaniu sensu w tym co się robi. Porządkując działkę wraz z Robinem porządkujemy własne życie, układając ważne sprawy w proste grządki, aby kiedyś zebrać wspaniałe plony.
Przeżywasz właśnie najtrudniejszy okres swojego życia? Nie masz już rodziny, jeszcze nie zarobiłeś dużych pieniędzy, żyjesz od zasiłku do zasiłku. Uważasz, że nie spotka Cię już nic pozytywnego? Oczywiście, że spotka. wystarczy tylko zacząć uprawiać działkę. Ogrodnictwo wciąga i całkowicie wypełnia czas. Praca na działce toczy się przez cały rok. Ani chwili spokoju, ale tego właśnie potrzebuje główny bohater tej książki. Nieustannego zajęcia a co za tym idzie odwiecznego rytmu jaki narzuca proces uprawy ziemi. Bo czy może być coś wspanialszego niż osobiście wyhodowane pomidory, marchewki i groch. A społeczność działkowiczów? To coś w rodzaju klanu popierającego się we wszystkich działaniach i mającego duża dozę cierpliwości dla nowicjuszy, ale równocześnie pilnie strzegącego swoich tajemnic hodowlanych. Mogę się podzielić z Tobą swoją brukselką, ale nigdy nie powiem Ci w jaki sposób uzyskałem takie okazy. To naczelna zasada działkowca.
Główny bohater wraz ze swoim przyjacielem w piwnym widzie postanawia uprawiać działkę. Niby łatwe, należy wykopać w ziemi parę dziurek, wsadzić do nich nasionka lub cebulki i czekać aż wyrośnie z nich cokolwiek, bo zgodnie z teorią mamy Robina, warzywa same rosną. Niestety, jak to zwykle bywa rzeczywistość okazuje się o wiele bardziej skomplikowana. Przygotowane rozsady więdną, chwasty rosną w zastraszającym tempie, a świeżo postawiona szopa chwieje się w swych posadach. Najważniejsze jednak, że groch rośnie wspaniale.
Zabawna w założeniu historia tak naprawdę jest gorzkim wspomnieniem o wychodzeniu z kryzysu życiowego, odnajdywaniu sensu w tym co się robi. Porządkując działkę wraz z Robinem porządkujemy własne życie, układając ważne sprawy w proste grządki, aby kiedyś zebrać wspaniałe plony.
niedziela, 20 marca 2011
"Ksiądz Rafał" Maciej Grabski
Pierwsza część opowieści o księdzu Rafale wciąga czytelnika w czarno - biały świat małej wioski położonej z dala od dużych miast i spraw wielkiego świata. Z niewyjaśnionych powodów taka zagubiona parafia stanowi języczek u wagi w rozgrywkach toczących się na szczytach władz diecezjalnych. Po śmierci starego proboszcza parafię obejmuje nowy, młody ksiądz przejawiający zadziwiające zdolności. Dzięki jego wpływom godzą się odwieczni wrogowie, ludzie przegrani odnajdują sens życia, młodzi wraz ze starymi razem pracują w Radzie Parafialnej, a zbłąkani księża mogą ponownie odnaleźć sens własnego kapłaństwa. Jeżeli jeszcze dodać, że akcja toczy się tuż przed wyborem Karola Wojtyły na tron papieski mamy pełen obraz sielanki. Ksiądz Rafał w iście cudowny sposób rozwiązuje wszelkie konflikty przejawiając przy tym siłę charakteru, stałość w poglądach i nieustanną wiarę w człowieka.
Całość czyta się dość przyjemnie, ale razi płytkość postaci. Główny bohater to chodzący ideał. Kiedyś popełniał błędy, ale w chwili obecnej jest kryształowy. Przeżywa rozterki duchowe, ale zawsze wybiera dobrą drogę i znajduje właściwe wyjście z kłopotów. A opisywana społeczność? Nie wiem czy autor mieszkał kiedyś w małej wiosce. Ja mieszkałam i mogę go zapewnić, że ostatnią rzeczą, o której dyskutuje się w wioskowym barze jest ksiądz i sprawy parafii.
Ukazała się ostatnio druga część przygód księdza Rafała. Mam zamiar ja przeczytać, może w niej bohaterowie staną się mniej idealni a bardziej ludzcy.
Całość czyta się dość przyjemnie, ale razi płytkość postaci. Główny bohater to chodzący ideał. Kiedyś popełniał błędy, ale w chwili obecnej jest kryształowy. Przeżywa rozterki duchowe, ale zawsze wybiera dobrą drogę i znajduje właściwe wyjście z kłopotów. A opisywana społeczność? Nie wiem czy autor mieszkał kiedyś w małej wiosce. Ja mieszkałam i mogę go zapewnić, że ostatnią rzeczą, o której dyskutuje się w wioskowym barze jest ksiądz i sprawy parafii.
Ukazała się ostatnio druga część przygód księdza Rafała. Mam zamiar ja przeczytać, może w niej bohaterowie staną się mniej idealni a bardziej ludzcy.
"Lodowa pułapka" James Rollins
Tytuł oryginału: "Ice hunt"
Jedna z pierwszych wydanych powieści Rollinsa. Nie jest tak dobra jak późniejsze książki, ale widać i czuć w niej ten pazur przygodowo - awanturniczy, który w pełni ujawni się w następnych pozycjach.
Zagubiona w wiecznym lodzie stacja polarna podczas testowania nowego systemu zostaje odnaleziona. Wszystko wskazuje na to, że jest to stara radziecka stacja badawcza. Dokładne przeszukanie pomieszczeń pokazuje, że przeprowadzano w niej badania związane z kriogeniką. W czasach zimnej wojny, każdy kraj chciał mieć przewagę nad ewentualnymi wrogami. Nawet za cenę dokonywania najbardziej odrażających eksperymentów. W końcu trzeba ponieść jakieś koszty aby sukces lepiej smakował. Tylko dlaczego stacja nazywa się Grendel? Co to jest grendel? Z takimi problemami przyjdzie zmierzyć się Matowi Pike, mieszkańcowi Alaski, byłem komandosowi, który ratując z wypadku lotniczego tajemniczego mężczyznę zostaje wplatany w niesamowity ciąg wydarzeń. Wraz z byłą żoną i jej ojcem przyjdzie mu stawić czoło tajemnicom stacji lodowej, jej niesamowitym mieszakańcom, radzieckim żołnierzom i ...... . Jak to zwykle bywa w tego typu powieściach zagrożenie czyha ze wszystkich stron, a cios zazwyczaj pada z najmniej spodziewanej strony.
Fajna lektura, wciąga i utrzymuje w napięciu przez wiele stron. Miejscami trochę przeszkadza dość słabe tłumaczenie, ale braki te giną w wartkim nurcie akcji. I jak zwykle u Rollinsa do końca nie wiadomo co jest prawdą a co fikcją wymyśloną tylko na potrzeby książki.
Jedna z pierwszych wydanych powieści Rollinsa. Nie jest tak dobra jak późniejsze książki, ale widać i czuć w niej ten pazur przygodowo - awanturniczy, który w pełni ujawni się w następnych pozycjach.
Zagubiona w wiecznym lodzie stacja polarna podczas testowania nowego systemu zostaje odnaleziona. Wszystko wskazuje na to, że jest to stara radziecka stacja badawcza. Dokładne przeszukanie pomieszczeń pokazuje, że przeprowadzano w niej badania związane z kriogeniką. W czasach zimnej wojny, każdy kraj chciał mieć przewagę nad ewentualnymi wrogami. Nawet za cenę dokonywania najbardziej odrażających eksperymentów. W końcu trzeba ponieść jakieś koszty aby sukces lepiej smakował. Tylko dlaczego stacja nazywa się Grendel? Co to jest grendel? Z takimi problemami przyjdzie zmierzyć się Matowi Pike, mieszkańcowi Alaski, byłem komandosowi, który ratując z wypadku lotniczego tajemniczego mężczyznę zostaje wplatany w niesamowity ciąg wydarzeń. Wraz z byłą żoną i jej ojcem przyjdzie mu stawić czoło tajemnicom stacji lodowej, jej niesamowitym mieszakańcom, radzieckim żołnierzom i ...... . Jak to zwykle bywa w tego typu powieściach zagrożenie czyha ze wszystkich stron, a cios zazwyczaj pada z najmniej spodziewanej strony.
Fajna lektura, wciąga i utrzymuje w napięciu przez wiele stron. Miejscami trochę przeszkadza dość słabe tłumaczenie, ale braki te giną w wartkim nurcie akcji. I jak zwykle u Rollinsa do końca nie wiadomo co jest prawdą a co fikcją wymyśloną tylko na potrzeby książki.
piątek, 11 marca 2011
"Babcia w Afryce" Basia Meder
Zaintrygowana tytułem sięgnęłam po tę książkę z pobudek czysto życiowych. Wpływ na mój wybór miała oczywiście seria, w której książka ta się ukazała i przepiękna szata graficzna ( ilustracje, które dają nam złudzenie, że jak się bardzo postaramy to wejdziemy do sfotografowanego świata). Decydującym czynnikiem był jednak wiek. W końcu każdy z nas dojdzie kiedyś do babcinego wieku. Może wtedy będzie czas na realizację marzeń o podróżach? Lepiej przygotować się wcześniej!!
Cóż, babcia okazała się babcią tylko z nazwy, predysponowaną do tego miana przez fakt posiadania wnucząt. Takiego zapału, wigoru i chęci do życia mogą pozazdrościć dwudziestolatkowie, ale ci nie odważyliby się przecież na samotną trzynastomiesięczną podróż po bezdrożach Afryki. Wielka przygoda zaczyna się w marcowy dzień 2002 roku od Madagaskaru, a potem razem z panią Basią odwiedzamy kolejne kraje Czarnego Kontynentu. Poznajemy lokalne zwyczaje, tańce, potrawy przede wszystkim jednak poznajemy ludzi. Zwykłych ludzi z ich problemami, ale także radościami. Ze zdumieniem dowiadujemy się, że zwykłą galaretka, od której w naszych supermarketach łamią się półki, i którą rzadko kto kupuje, może stanowić rzadki rarytas. O torcie herbatnikowym nawet już nie będę wspominać. Każdy z nas teoretycznie wie, że niektóre części Afryki to najbiedniesze obszary naszego globu, ale tylko czytając takie bezpośrednie relacje dociera do nas wielkość panującej tam nędzy i całego morza potrzeb. Optymistycznie za to przemawiają opisy szkół, a przede wszystkim chcęci jak wykazują tamtejsi uczniowie, aby mieć choćby podstawowe wykształcenie. Może naszych uczniów należy skłonić do przeczytania tej książki, aby docenili to co dostają bez żadnego wysiłku?
Cóż, babcia okazała się babcią tylko z nazwy, predysponowaną do tego miana przez fakt posiadania wnucząt. Takiego zapału, wigoru i chęci do życia mogą pozazdrościć dwudziestolatkowie, ale ci nie odważyliby się przecież na samotną trzynastomiesięczną podróż po bezdrożach Afryki. Wielka przygoda zaczyna się w marcowy dzień 2002 roku od Madagaskaru, a potem razem z panią Basią odwiedzamy kolejne kraje Czarnego Kontynentu. Poznajemy lokalne zwyczaje, tańce, potrawy przede wszystkim jednak poznajemy ludzi. Zwykłych ludzi z ich problemami, ale także radościami. Ze zdumieniem dowiadujemy się, że zwykłą galaretka, od której w naszych supermarketach łamią się półki, i którą rzadko kto kupuje, może stanowić rzadki rarytas. O torcie herbatnikowym nawet już nie będę wspominać. Każdy z nas teoretycznie wie, że niektóre części Afryki to najbiedniesze obszary naszego globu, ale tylko czytając takie bezpośrednie relacje dociera do nas wielkość panującej tam nędzy i całego morza potrzeb. Optymistycznie za to przemawiają opisy szkół, a przede wszystkim chcęci jak wykazują tamtejsi uczniowie, aby mieć choćby podstawowe wykształcenie. Może naszych uczniów należy skłonić do przeczytania tej książki, aby docenili to co dostają bez żadnego wysiłku?
poniedziałek, 7 marca 2011
"W Wilnie i w dworach litewskich" Gabrjela z Guntherów Puzynina
XIX -wieczne pamiętniki to dla mnie niesamowita frajda. Z ogromną przyjemnością pogrążam się w niekończących się opisach zabaw i rozrywek domowych, wielkich bali, rozlicznych zatrudnień i domowej krzątniny. Spokój tchnącyc z kart tych pamiętników ( mimo burzliwych przecież wydarzeń historycznych) pozwala mi naładować akumulatory do walki z naszym zabieganym życiem.
Podobnie jest z pamiętnikiem Gabrjeli z Guntherów Puzyniny. Córka zamożnego ziemiańskiego domu, skoligacona przez rodziców zarówno ze wszystkimi polskimi rodami maganckimi jak i z polską szlachtą osiadłą na Kresach Wschodnich. Wraz z siostrami wychowywana była w atmosferze przepojonej kultem literackiego języka polskiego. Zaprzyjaźniła się z całą wileńską elitą literacką, której przedstawiciele byli pierwszymi krytykami jej wierszy. Ale jej wspomnienia to nie tylko odwiedziny literackiego parnasu. Gabriela zabiera nas w podróż po gęsto rozsianych dworach i dworkach litweskich. Z niemal zegarmistrzowską dokładnością opisuje stosunki i zwyczaje odwiedzanych rodzin, wprowadza nas w rozległe i powikłane koalicje rodzinne. Najciekawsze jednak w tym pamiętniku są opisy ludzi, z którymi styka się autorka. Opisy, czasami bardzo zjadliwe ( pamiętnikarka słynie z ciętego języka i dużego zmysłu obserwacji) świetnie przedstawiają nam rozliczne typy ludzkie zamieszkujące w tamtych czasach Wilno, Warszawę i okolice tych miast.
Dzięki temu pamiętnikowi przeżyłam kolejną wyprawę w głąb XIX wieku. Mam tylko żal do wydawców, iż opisywany pamiętnik to wyjątek z dużego archiwum jakie pozostało po Guntherach. Dziwne wydaje się przerwanie pamiętnika w tym momencie, nie wyjaśniając dalszych losów Gabrjeli. Można mieć tylko nadzieję, że ktoś kiedys pokusi się o pełne wydanie jej wspomnień.
Podobnie jest z pamiętnikiem Gabrjeli z Guntherów Puzyniny. Córka zamożnego ziemiańskiego domu, skoligacona przez rodziców zarówno ze wszystkimi polskimi rodami maganckimi jak i z polską szlachtą osiadłą na Kresach Wschodnich. Wraz z siostrami wychowywana była w atmosferze przepojonej kultem literackiego języka polskiego. Zaprzyjaźniła się z całą wileńską elitą literacką, której przedstawiciele byli pierwszymi krytykami jej wierszy. Ale jej wspomnienia to nie tylko odwiedziny literackiego parnasu. Gabriela zabiera nas w podróż po gęsto rozsianych dworach i dworkach litweskich. Z niemal zegarmistrzowską dokładnością opisuje stosunki i zwyczaje odwiedzanych rodzin, wprowadza nas w rozległe i powikłane koalicje rodzinne. Najciekawsze jednak w tym pamiętniku są opisy ludzi, z którymi styka się autorka. Opisy, czasami bardzo zjadliwe ( pamiętnikarka słynie z ciętego języka i dużego zmysłu obserwacji) świetnie przedstawiają nam rozliczne typy ludzkie zamieszkujące w tamtych czasach Wilno, Warszawę i okolice tych miast.
Dzięki temu pamiętnikowi przeżyłam kolejną wyprawę w głąb XIX wieku. Mam tylko żal do wydawców, iż opisywany pamiętnik to wyjątek z dużego archiwum jakie pozostało po Guntherach. Dziwne wydaje się przerwanie pamiętnika w tym momencie, nie wyjaśniając dalszych losów Gabrjeli. Można mieć tylko nadzieję, że ktoś kiedys pokusi się o pełne wydanie jej wspomnień.
piątek, 4 marca 2011
"Siedem cudów Starożytności" Matthew Reilly
Tytuł oryginału: "Seven deadly wonders".
Zbliża się dzień zagłady Ziemi. Można temu zapobiec, ale czasu jest bardzo mało, siedem dni. W ciągu tygodnia należy odnaleźć siedem cudów starożytnego świata, w których ukryte zostały elementy złotej kopuły wieńczącej przed laty piramidę Cheopsa, odprawić stary rytuał, umieścić jeden deben ziemi w otworze i już......, nasza planeta będzie uratowana. Niestety, wszystko się komplikuje, gdyż jak to zwykle bywa, ludzie zamiast zjednoczyć się w obliczu zagrożenia rywalizują ze sobą. Gra jest co prawda warta świeczki, gdyż ten, kto wykona wszystkie elementy rytuału mocy uczyni swój naród niezwyciężonym na nadchodzące tysiąclecie. Są jednak narody, które nie dążą do przejęcia władzy, chcą tylko dobra wspólnego ( nie mylić z socjalizmem ). Powstaje koalicja krajów, a ich delegaci tworzą pod przewodnictwem Jacka Westa doborowy oddział komandosów-archeologów-przedszkolanek. Tak, tak, przszkolanek, gdyż zanim rozpoczną ratowanie Ziemi, muszą wychować wyrocznie Siwy dosłownie od pieluszek. Tylko wyrocznia jest w stanie zapewnić prawidłowy przebieg rytuału, a wcześniej doprowadzić swych opiekunów do kolejnych elementów złotej kopuły.
Ostrzegam. Książka wciąga i to bardzo. Krótkie rozdziały powodują, że chce się jak najszybciej dowiedzieć co dalej, a przecież kolejny rozdział to tylko dwie strony. Tym sposobem można przeczytać połowę. I nie jest ważne, że zakończenie jest przewidywalne od pierwszych kartek. W końcu o to chodzi. Dobro musi zwyciężyć, prawi muszą zostać nagrodzeni a jak do tego dochodzi musicie przeczytać sami.
Zbliża się dzień zagłady Ziemi. Można temu zapobiec, ale czasu jest bardzo mało, siedem dni. W ciągu tygodnia należy odnaleźć siedem cudów starożytnego świata, w których ukryte zostały elementy złotej kopuły wieńczącej przed laty piramidę Cheopsa, odprawić stary rytuał, umieścić jeden deben ziemi w otworze i już......, nasza planeta będzie uratowana. Niestety, wszystko się komplikuje, gdyż jak to zwykle bywa, ludzie zamiast zjednoczyć się w obliczu zagrożenia rywalizują ze sobą. Gra jest co prawda warta świeczki, gdyż ten, kto wykona wszystkie elementy rytuału mocy uczyni swój naród niezwyciężonym na nadchodzące tysiąclecie. Są jednak narody, które nie dążą do przejęcia władzy, chcą tylko dobra wspólnego ( nie mylić z socjalizmem ). Powstaje koalicja krajów, a ich delegaci tworzą pod przewodnictwem Jacka Westa doborowy oddział komandosów-archeologów-przedszkolanek. Tak, tak, przszkolanek, gdyż zanim rozpoczną ratowanie Ziemi, muszą wychować wyrocznie Siwy dosłownie od pieluszek. Tylko wyrocznia jest w stanie zapewnić prawidłowy przebieg rytuału, a wcześniej doprowadzić swych opiekunów do kolejnych elementów złotej kopuły.
Ostrzegam. Książka wciąga i to bardzo. Krótkie rozdziały powodują, że chce się jak najszybciej dowiedzieć co dalej, a przecież kolejny rozdział to tylko dwie strony. Tym sposobem można przeczytać połowę. I nie jest ważne, że zakończenie jest przewidywalne od pierwszych kartek. W końcu o to chodzi. Dobro musi zwyciężyć, prawi muszą zostać nagrodzeni a jak do tego dochodzi musicie przeczytać sami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)