Zaintrygowana tytułem sięgnęłam po tę książkę z pobudek czysto życiowych. Wpływ na mój wybór miała oczywiście seria, w której książka ta się ukazała i przepiękna szata graficzna ( ilustracje, które dają nam złudzenie, że jak się bardzo postaramy to wejdziemy do sfotografowanego świata). Decydującym czynnikiem był jednak wiek. W końcu każdy z nas dojdzie kiedyś do babcinego wieku. Może wtedy będzie czas na realizację marzeń o podróżach? Lepiej przygotować się wcześniej!!
Cóż, babcia okazała się babcią tylko z nazwy, predysponowaną do tego miana przez fakt posiadania wnucząt. Takiego zapału, wigoru i chęci do życia mogą pozazdrościć dwudziestolatkowie, ale ci nie odważyliby się przecież na samotną trzynastomiesięczną podróż po bezdrożach Afryki. Wielka przygoda zaczyna się w marcowy dzień 2002 roku od Madagaskaru, a potem razem z panią Basią odwiedzamy kolejne kraje Czarnego Kontynentu. Poznajemy lokalne zwyczaje, tańce, potrawy przede wszystkim jednak poznajemy ludzi. Zwykłych ludzi z ich problemami, ale także radościami. Ze zdumieniem dowiadujemy się, że zwykłą galaretka, od której w naszych supermarketach łamią się półki, i którą rzadko kto kupuje, może stanowić rzadki rarytas. O torcie herbatnikowym nawet już nie będę wspominać. Każdy z nas teoretycznie wie, że niektóre części Afryki to najbiedniesze obszary naszego globu, ale tylko czytając takie bezpośrednie relacje dociera do nas wielkość panującej tam nędzy i całego morza potrzeb. Optymistycznie za to przemawiają opisy szkół, a przede wszystkim chcęci jak wykazują tamtejsi uczniowie, aby mieć choćby podstawowe wykształcenie. Może naszych uczniów należy skłonić do przeczytania tej książki, aby docenili to co dostają bez żadnego wysiłku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz