czwartek, 21 lipca 2011

"Gwałt" Joanna Chmielewska

Kocham Chmielewską, kocham jej PRL - owskie kryminały, ale ..... te stare. Współczesne komplikacje polityczno - kryminalno - prawne, opisywane przez autorkę, nie maja już tej dozy humoru i absurdu co książki z okresu błędów i wypaczeń. Dlatego podoba mi się, że pisarka w ostatnich pozycjach usiłuje nawiązac do dawnego klimatu poprzez dobrze znanych bohaterów, miejsca akcji.
"Gwałt" osadzony został w samym środku komunizmu. Tajemnica goni tajemnicę, w pozornie błahej sprawie można dopatrzec się drugiego a nawet i trzeciego dna. Wszędzie działa niewidoczna siła kumoterstwa i układu. Kolega partyjny wspiera kolegę partyjnego w największej głupocie ale równocześnie czyha, aby podstawic mu nogę. Rozumu nie używa już nikt z tego skamieniałego już solidnie betonu partyjnego. W tym wszystkim, młoda ale pełna samozaparcia, płocczanka, Stefcia Rucka postanawia stracic cnotę. Na ewntualnego kandydata wybiera znanego w mieście kasanowę. Niestety, wada anatomiczna dziewicy powoduje, że konsument cnoty zarzuca jej kłamstwo. Trochę w obronie własnego honoru a bardziej podjudzana przez byłą kochankę kasanowy, Stefcia składa doniesienie do prokuratury  o rzekomym gwałcie. Prowadzone postępowanie sądowe to jeden wielki cyrk. Prokurator nie wierzy w winę gwałciciela, poza tym zajęty jest piękną dziennikarką. Obrońca wie, że i tak przegra, ale robi co może. I tylko stary i zramolały sędzia wierzy we własne posłannictwo. W tle majaczą główki kapusty i kolejne kieliszki wódki.
To dobre czytadło na letnie dni. Nie absobuje za bardzo, a opisywane absurdy tamtego okresu mogą podnieśc i tak wakacyjny nastrój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz